piątek, 29 grudnia 2017

Nasz podstawówkowy wierszyczek z rosyjskiego (Сергей Михалков - А что у вас?)

Oto wierszyk szkolny z piątej (lub szóstej) klasy prawdziwej porządnej PRL-owskiej szkoły podstawowej (u naszej rusycystki, Pani Bogumiły Zaręby, czyli w SP3 w Dzierżoniowie, rok 1983 lub 1984*):

* w podręczniku była nieznacznie okrojona, skrócona (= dydaktyzowana) wersja tegoż wierszyka


Сергей Михалков
А ЧТО У ВАС?

Кто на лавочке сидел,
Кто на улицу глядел,
Толя пел, Борис молчал,
Николай ногой качал.
Дело было вечером,
Делать было нечего.
Галка села на заборе,
Кот забрался на чердак.
Тут сказал ребятам Боря
Просто так:
- А у меня в кармане гвоздь.
А у вас?
- А у нас сегодня гость.
А у вас?
- А у нас сегодня кошка
Родила вчера котят.
Котята выросли немножко,
А есть из блюдца не хотят.
- А у нас на кухне газ.
А у вас?
- А у нас водопровод.
Вот.
- А из нашего окна
Площадь Красная видна.
А из вашего окошка
Только улица немножко.
- Мы гуляли по Неглинной,
Заходили на бульвар,
Нам купили синий-синий,
Презелёный красный шар.
- А у нас огонь погас -
Это раз.
Грузовик привёз дрова -
Это два.
А в-четвёртых, наша мама
Отправляется в полёт,
Потому что наша мама
Называется пилот.
С лесенки ответил Вова:
- Мама - лётчик?
Что ж такого!
Вот у Коли, например,
Мама - милиционер.
А у Толи и у Веры
Обе мамы - инженеры.
А у Лёвы мама - повар.
Мама - лётчик?
Что ж такого!
- Всех важней,- сказала Ната,-
Мама вагоновожатый,
Потому что до Зацепы
Водит мама два прицепа.
И спросила Нина тихо:
- Разве плохо быть портнихой?
Кто трусы ребятам шьёт?
Ну конечно, не пилот.
Лётчик водит самолёты -
Это очень хорошо.
Повар делает компоты -
Это тоже хорошо.
Доктор лечит нас от кори,
Есть учительница в школе.
Мамы разные нужны.
Мамы всякие важны.
Дело было вечером,
Спорить было нечего.



wersja PDF

wersja MP3
znakomite deklamacja bliżej nieznanego lektora/aktora
podbicie absolutnie tragicznie niskiej głośności: Marcin Perliński

czwartek, 28 grudnia 2017

Zrób to sam - telewizyjny symetryzator antenowy za zero złotych


Własnego wyrobu “zerozłotowy”
symetryzator do anteny telewizyjnej VHF/UHF
(proste jak budowa cepa)

Była sobie kiedyś analogowa telewizja naziemna, nadająca faktycznie z raczej ogromnymi mocami rzędu wielu setek kilowatów w telewizyjnych pasmach VHF (177.5 – 226,5 MHz) oraz UHF (474 – 886 MHz) z Radiowo-Telewizyjnego Centrum Nadawczego (RTCN) na górze Ślęża i była sobie na dachu naszej chaty (w linii prostej około 19 km od nadajnika) popularna i niedroga, nadzwyczaj skuteczna szerokopasmowa antena siatkowa z naprawdę baaaardzo silnym wzmacniaczem antenowym (obie rzeczy zakupione jeszcze pod koniec lat 90 u bardzo sympatycznego i kompetentnego pana w naszej dzierżoniowskiej Radianie). “Zaraz, zaraz”, powiecie, “silny wzmak przy tak małej odległości od jednego z najpotężniejszych nadajników telewizyjnych w naszym kraju ...”. No cóż ... Tak się złożyło, że chatka nasza znajduje się za byłym diorowskim Ośrodkiem Produkcyjnym i Badawczym Radiofonii Odbiorczej, czyli OPIBRO (gdzie obecnie swoje lokum pozyskała wielce szacowna instytucja sądu rejonowego), który jako spory gmach zawsze bardzo utrudniał odbiór telewizyjny w naszej części miasta, co uwydatniało się nadzwyczaj wyraźnie w przypadku poczciwych tanich “ludowych” anten siatkowych.

Dopóki telewizja analogowa istniała, dopóty odbiór był względnie bezproblemowy i stabilny, jednakże w momencie “odpalenia” naziemnej telewizji cyfrowej (DVB-T), nadającej na tych samych pasmach, wymagającej jednakże ze swojej natury rzeczy wyraźnie niższych mocy (do maksymalnie około 100 kW w paśmie UHF oraz kilkunastu kilowatów w zakresie VHF) sprawa znacznie się pokomplikowała, ponieważ dochodziło do częstych przesterowań głowic odbiorczych telewizorów czy tunerów STB, a więc i “pikselowej szatkownicy” oraz częstych zaników sygnałów, ujawniających się szczególnie silnie w momencie skrajnych zmian pogodowych i propagacyjnych (np. w momencie słonecznych rozpogodzeń tuż po ustaniu deszczu). Można było wprawdzie zakupić/zmajstrować stały lub regulowany tłumik sygnału, jednakże zapewniłby on jedynie częściowe złagodzenie niekorzystnych objawów odbiorczych, ponieważ nie wyeliminowałby wpływu zakłóceń pochodzących od często przejeżdżających zdezelowanych technicznie samochodów czy też chińskich skuterków, wyposażonych w silniki benzynowe z fabrycznie zbyt słabo “ofiltrowanym” zapłonem iskrowym (nadmienię przy okazji, że puszeczka skrywająca w swych trzewiach wspomniany wzmacniaczyk nie była ekranowana). Można było także próbować założyć/wykonać dedykowany filtr LTE (bo i to pasmo dawało się nam we znaki na pobliskich “prywaciarskich” 770 MHz), jednak także i on przyniósłby tylko częściową poprawę. Można było również wymienić samą antenę, co wiązałoby się ze złamaniem mojej pierwszej zasady, że wszystko musi być za darmo (lub ewentualnie prawie darmo). Pozostało więc najrozsądniejsze rozwiązanie, czyli przerobienie instalacji na zalecaną w przypadku anten telewizyjnych odległych do około 25-35 km od (silnego) nadajnika technologię pełnej pasywności odbiorczej, czyli mówiąc po ludzku wywalenie wzmacniacza antenowego i zamontowanie na jego miejscu symetryzatora.

Miałem nawet gdzieś zbędne dwa stare gierkowskie symetryzatorki, ale jakoś za nic nie mogłem się do nich dokopać, a że wzrok mój padł akurat na wywalony dosłownie wprost na ulicę przez jakiegoś instalatora kablówki spory kawał bardzo wysokiej jakości nowiuteńkiego przewodu antenowego z napisem Triset - Made in USA (naprawdę super gruba żyła środkowa i ultragęsty oplot ekranujący z dodatkową przekładką z solidnej folii aluminiowej) , to postanowiłem wykorzystać niewielki jego kawalątek do wykonania własnego symetryzatora. Wiedzę potrzebną do realizacji czegoś takiego posiadłem już dawno temu z Młodego Technika, a dokładniej z serii arcyciekawych artykułów Pana Wacława Bacika Anteny, anteny ... (opublikowanych w numerach 1/1991, 2/1991 oraz 3/1991), będących pełnym kompendium amatorsko-majsterklepnej wiedzy “okołotelewizyjnej” (tak dobrze opisanej, że można na jej podstawie chyba uruchomić nawet mały prywatny warsztacik takie anteny produkujący).


Osoby zainteresowane mogą pobrać wspomniane wyżej dobroci z historycznego archiwum na stronie wydawnictwa: https://mlodytechnik.pl/zrob-to-sam/archiwum/806-archiwum-dzialu-na-warsztacie-rok-1991

... lub wygodnie spakowane zusammen do kupy z mojego mirrorka awaryjnego:


Wylazłem więc na dach, zdjąłem antenę, oczyściłem ją nieznacznie, otwarłem puszeczkę, wykręciłem niekorzystny “turbowzmacniacz”, wyliczyłem/dobrałem potrzebną długość pętelki symetryzującej dla szerokiego zakresu 184-770 MHz (spektrum telewizyjne “napierniczające” u nas ze Ślęży), czyli po uśrednieniu dla około 477 MHz, co po odczycie z odpowiedniego wykresu dało mi potrzebną długość rzędu 24 cm (a z uwzględnieniem potrzebnego zapasu na przyłącza/końcówki lutownicze i “śrubunek” jakieś 27-30 cm żywego kabla do realnego ucięcia i zaprawienia zgodnie z podstawowymi poniższymi wytycznymi Pana Bacika):

Ekrany poskręcałem ze sobą, solidnie polutowałem z użyciem dodatkowej kalafonii, połączyłem odpowiednio gorące żyły (również lutując), usztywniłem/związałem wszystko bardzo ściśle taśmą izolacyjną i plastikową opaską samozaciskową, mocując wyprowadzenia ze stykami anteny
przy pomocy solidnych śrubek i podkładek. Pętelka powstała w wyniku powyższych zabiegów oczywiście nie mieściła się w plastikowej puszeczce, więc trochę “chamsko” obciąłem dolną część pokrywy rzeczonej obudowy (gdybym robił to drugi raz, to wyciąłbym eleganckie wypusty tylko na samą pętelkę). Lutowane połączenia elektryczne zabezpieczyłem dodatkowo przed ewentualną wodą/lodem/szronem sporą ilością zwykłej plasteliny szkolnej, która słynie z tego, że jest trwalsza od niejednej specjalistycznej masy uszczelniającej (a elementy nią zabezpieczane nawet po 20 latach potrafią wyglądać jak nowe). Przy okazji wymieniłem przewód łączący antenę z samodzielnie zlutowanym i zaekranowanym dodatkową folią aluminiową rozgałęźnikiem (sygnał w naszym domku jest rozdzielany na półstryszku w sposób pasywny dla dwóch telewizorów korzystających z tej samej anteny odbiorczej, przy czym chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że oba przewody biegnące od mojego improwizowanego rozgałęźnika do obu telewizorów mają dokładnie taką samą długość, co jest bardzo ważne, gdyż eliminuje ewentualne niekorzystne uciążliwości oraz niezgodności/sprzężenia/straty impedancyjne czy sygnałowe). Wymienione przyłącze także wykonałem wspomnianym wysokojakościowym kablem Triset, aby mieć pewność, że wszystko będzie zmontowane, jak mawiał mój śp. Dziadek Leon Nicoś, “porządnie jak sk****syn”.

Tuż przed założeniem na dachu wszystko wyglądało tak oto:

Wszystko względnie mocno przymocowałem do masztu, pozakładałem dodatkowe plastikowe opaseczki samozaciskowe, formujące równy i stabilny rozkład pętelki na samej antenie oraz prowadzące kabel w dół masztu (z uwzględnieniem dodatkowej pętelki odsuwającej wodę od przepustu w dachówkach – tak, aby zbyt łatwo nie przesączała się po kablu na nasz “pohitlerowski” strych).

Po włączeniu telewizorów okazało się, że po ponad 3 latach istnej mordęgi z okresowo występującymi “przesterami” sygnałowymi i licznymi zakłóceniami zewnętrznymi nagle wszystko działa tak, jak Pan Bóg przykazał, tzn. siła/jakość odbioru na obu telewizorach w zakresie UHF (MUX1, MUX2, MUX3) praktycznie nigdy nie spada poniżej 85% (a zazwyczaj oscyluje w okolicach 95-100%), a na bardziej kapryśnym zakresie VHF (MUX8), który emitowany jest w Polsce typowo z “pierdziawkową” mocą, czyli pod kątem teoretycznie mniej kapryśnego cyfrowego odbioru DVB-T, wygląda to następująco: sygnał jako stabilne 85%, a jakość w okolicach niezmiennych 60-65%. Jak “ręką odjął” skończyły się skokowe wahania jakości odbieranego sygnału, co oznacza, że metoda jest sprawdzona i skuteczna, o ile wszystko wykonamy rzetelnie i prawidłowo. Proszę jedynie pamiętać o połączeniach lutowanych (również w przypadku wtyczek antenowych, które w tym przypadku nie wymagają typowej dla układów ze wzmacniaczem separacji elektrycznej w postaci wbudowanego fabrycznego szeregowego “pokładowego” kondensatorka rozdzielającego o zalecanej pojemności w okolicach 220 pF) i użyciu rozsądnej jakości telewizyjnego kabla koncentrycznego (75 Ω). Antena siatkowa powinna również znajdować się na maszcie sama, tzn. bez zbyt bliskiego “towarzystwa” drugiej takiej samej lub innej anteny i byłoby dobrze, gdyby jej kratowane “plecki” nie miały kontaktu galwanicznego z masztem (można użyć przekładki w postaci podłużnego paska grubszego tworzywa sztucznego) .

Przypominam również, że naziemna telewizja cyfrowa w Polsce jest nadawana ze specyficznymi parametrami falowymi, tzn. z optymalizacją dla dachowych/zewnętrznych anten odbiorczych zainstalowanych na wysokości 10 metrów nad poziomem terenu.

Nadmieniam także, że nie jestem w stanie przejąć odpowiedzialności za ewentualne szkody w postaci np. upadku z dachu, oberwania się anteny i spadnięcia jej komuś “na łeb” czy też uderzenia pioruna. Tekścik niniejszy proszę potraktować jako publikację hobbystyczną, amatorską, peoedukacyjną oraz samopoznawczą, czyli taką, której podstawą jest najnormalniejsza w świecie radocha. Swoją antenę zamontowałem wystając tylko od pasa w górę z luku/okienka strychowego, więc nie musiałem zakładać pasa zabezpieczającego z linkami asekuracyjnymi. Jeżeli nie czujesz się na siłach lub dach nie jest Twój własny, to skorzystaj proszę po prostu z pomocy osób do tego wykwalifikowanych i uprawnionych, wzgl. w ostateczności poproś o pomoc “kumatego” kumpla, aby Cię asekurował. Pamiętaj także, że maszty wystające bardzo znacznie powyżej pozostałego dachowego/okolicznego “żelastwa” należy zazwyczaj fachowo uziemić (fachowo oznacza również oficjalny odbiór techniczny, co może być bardzo istotne w przypadku jakichkolwiek ewntualnych “historii ubezpieczeniowych”).

Opisane przeze mnie rozwiązanie ma spore szansę działać również na strychu domu pokrytego np. zwykłą dachówką ceramiczną, o ile odległość od nadajnika nie będzie wyraźnie przekraczała około 20-25 km. Nie powinno być także raczej większych kłopotów z uzyskaniem zadowalającego odbioru w przypadku anten zewnętrznych montowanych na balkonach czy też przy oknach.


Marcin Perliński
(29-12-2017)

niniejszy artykuł jako plik PDF

Aneks 1 do niniejszej publikacji

Wtyczka antenowa nie tylko musi być oprawiona na zasadzie porządnego przylutowania. Proszę nie zapominać również o dobrym kontakcie mechanicznym na linii wtyczka <==> gniazdo, bo od niego zależeć może ładnych kilka decybeli sygnału (zwłaszcza w paśmie VHF). Jeden z naszych telewizorów ma wtyczkę z lat 70 dwudziestego wieku. W tamtym czasie bolce we wtyczkach były znacznie cieńsze (bo dziurki w gniazdach antenowych były znacznie mniejsze/ciaśniejsze). Wtyczka z tamtej epoki wymagała nie tylko solidnego oczyszczenia (= zdjęcia czterdziestoletniej warstwy utlenionej), ale również i lekkiego pogrubienia bolca, co można uzyskać przez jego pocynowanie (z ewentualnym dorobieniem "mikrozadziorka" poprawiającego kontakt elektryczny). Po przeprowadzeniu niniejszego ulepszenia jakość odbieranego sygnału VHF (= MUX8) wzrosła ze stabilnych 60-65% do jeszcze bardziej stabilnych 95-100%.



Aneks 2 do niniejszej publikacji
 Dzisiaj (26-01-2018) dowiedziałem się z miarodajnego źródła (Serwis TV Wrocław, www.serwis-tv.com), że niniejszy symetryzator pętlowy ma BARDZO ZNACZNIE mniejsze straty od tych gotowych kupnych sklepowych.  
 
 
=======================

AKTUALIZACJA 2022

Swój symetryzator robiłem jeszcze pod UHF, a obecnie przecież znowu u nas nadają na VHF i UHF równocześnie, więc wypadałoby pętlę symetryzatora nieco skorygować, czyli wydłużyć do około 31 cm (czyli  jakieś 35-38 cm żywego kabla do realnego ucięcia i zaprawienia).