zapasowy mirror
z możliwością znaczniejszego powiększenia
Ukazało się toto w maju 1971 roku, czyli wtedy, kiedy się urodziłem. Czasopismo nazywało się "Kalejdoskop Techniki". Składniki "na mydło" nie są jakieś nadzwyczaj trudne do zdobycia ---> kret w drogerii (najlepiej taki bez aktywatora/katalizatora aluminiowego), kalafonia w "Brico" lub lepsza i czystsza/naturalna z "Allegro", tłuszcz, sól kuchenna dla osób myślących o klasycznym mydle twardym. Można oczywiście wykonać również mniejszą ilość (nie musi być od razu 750 gram produktu docelowego). Myślę, że jako pierwsze mydło powinno być OK (zwłaszcza w prostszej do wykonania wersji miękkiej/półpłynnej). Osoby bardziej zainteresowane, również sposobem wykonania mydeł bardziej luksusowych (pachnących), odsyłam do znakomitej "biblii" dla domowych "wyrobników/przetworników" o tytule "Chemia praktyczna dla wszystkich" czy do książek nieodżałowanej pamięci Pana Stefana Sękowskiego (zwłaszcza do "Ciekawych doświadczeń, część 2"), odpowiednich działów w archiwalnych wydaniach "Młodego Technika", a nawet do beletrystycznej/młodzieżowej/dziewczyńskiej pozycji Włodzimierza Kisieliowа "Pamiętnik Oli" (oryginalny tytuł/epub rosyjski "Девочка и птицелëт"):
Все-таки очень приятно умываться собственным мылом. Наверно, на всем земном шаре немного найдется людей, которые могли бы этим похвастаться.
Мыло приготовила я сама. Я положила в эмалированную кастрюлю топленое масло. Мама говорила, что его все равно нужно выбросить, потому что оно прогорклое. Масло это я залила раствором едкого натра. Раствор был примерно сорокапроцентный. Я сварила этот состав, все время добавляя в него воду и помешивая деревянной ложкой. Затем я добавила в кастрюлю раствор обыкновенной кухонной соли, и на поверхности выделился слой мыла. Это мыло я собрала и отжала через марлю, а потом спрессовала его, положив между двумя слоями фанеры и усевшись сверху. Получился такой мыльный блин. Да, чуть не забыла, я добавила в это мыло мятных капель, и у меня мыло - мятное. Пена даже холодит кожу.
Я умылась собственным мылом, выпила стакан молока, съела ломтик хлеба, намазанный маслом и медом, и пошла в школу с готовым планом, как отомстить Коле. На эту мысль меня натолкнули "Приключения Тома Сойера". Я давно эту книжку читала, но хорошо помню, как там Бекки, когда обиделась на Тома, стала разговаривать с каким-то мальчишкой, которого Том вздул.
Kto jest bardziej zainteresowany, zawsze może sobie przepuścić powyższy cytat przez jakiegoś automatycznego tłumacza. Więcej na temat tejże książki doczytasz tutu.
Przypominam, że rozpuszczanie ługu (= wodorotlenku) w wodzie, czyli moment tworzenia roztworu (np. 40%), jest reakcją egzotermiczną (= wydzielanie bardzo znacznych ilości ciepła) oraz nadzwyczaj gwałtowną (= "buzowanie"), więc należy to czynić w sposób odpowiednio powolny (= mniejszymi porcjami), aby kropelki żrącej zasady nie "wystrzeliły nam w ryja". A najprostsza łaźnia wodna to mniejszy garnek "odpowiednio sprytnie" włożony do większego, gdzie przestrzeń między obydwoma jest wypełniona wodą.
Najprostszą wagę laboratoryjną (wraz z odważnikami) można wykonać samodzielnie. Papierki lakmusowe/wskaźnikowe (lub podobne) łatwo stworzyć np. z białej bibuły (= takiej klasycznej/prawdziwej do "gaszenia kleksów atramentowych") nasączonej spirytusowym wywarem z czerwonej kapusty, uzyskiwanym także przy pomocy łaźni wodnej i w odpowiedniej temperaturze, o ile dobrze pamiętam, to w okolicach 50-60 stopni Celsjusza i przez pół godziny (odpowiedni dokładny opis w książce Pana Sękowskiego "Ciekawe doświadczenia, część 1").
No i o środkach ostrożności przy pracy ze żrącym i niebezpiecznym ługiem/kretem należy pamiętać w pierwszej kolejności (odpowiednia odzież, rękawice oraz okulary ochronne, a nawet "ratunkowy" roztwór choćby kwasku cytrynowego wzgl. octu do zobojętniania rozlanej/rozsypanej niechcący zasady czy tryskawka/prysznic do awaryjnego przemywania oczu/rąk). Wszystko robisz na własne ryzyko! "Patent na mydło" nie nadaje się dla współczesnych dzieci i młodzieży! Praca pod okiem nauczyciela chemii w szkole bezwzględnie wskazana!
niniejszy blogowpis w pliku ZIP
(Marcin Perliński)