· 14 lipca 1945 roku (sprawdziłem, że była to sobota)
· mają być wszyscy docelowo ustawieni/zgromadzeni na szosie między dworcem kolejowym a "wylotem" z miejscowości, a pozostali nieliczni "zostają na chatach"; ci nieliczni to ci, którzy (zazwyczaj wraz z rodzinami) uzyskali decyzję o odstąpieniu od wysiedlenia (tym akurat nie wolno było opuszczać domów między godziną piątą a czternastą)
· domostwa mają opuścić, drzwi wszystkie bez ryglowania zostawić, a klucze mają być powtykane w zamki od strony zewnętrznej
· 20 kilogramów bagażu na łebka, przy czym nie wolno korzystać z wozów czy zaprzęgów w postaci wołów, koni, krów itd.
· cały inwentarz żywy i martwy pozostaje w stanie nieuszkodzonym do dyspozycji rządu polskiego
· czas całej tej akcji to zakres godzinowy między szóstą a dziewiątą rano (z nieprzekraczalnym „zapasem” do godziny dziesiątej)
· poinformowano ich lakonicznie, że zostaną przesiedleni na tereny na zachód od rzeki Nysa
· niepodporządkowanie się rozkazowi będzie się wiązało z najostrzejszymi sankcjami karnymi (z użyciem broni włącznie)
· sabotaż czy plądrowanie/szabrownictwo będzie także wiązało się z użyciem broni
· określono, że mają się ustawić czwórkami na tej i tej ulicy oraz wyspecyfikowano, że czoło kolumny marszowej ma się znajdować w określonym miejscu, czyli tuż przed miejscowością Adelsbach/Struga (z czego wynika również i sam kierunek marszu)
Tyle od strony zarządzeniowo-urzędowej, bo można sobie jedynie wyobrazić, jakaż to dla tych ludzi była trauma, choć z drugiej strony trzeba przyznać, że „karma wróciła”, gdyż do tej pory to oni wysiedlali, plądrowali, mordowali, prześladowali, więc podejście ówczesnych władz polskich i tak można uznać za jeszcze względnie humanitarne (o ile można sięgać po akurat aż tak nieadekwatny eufemizm).
Byłoby ideałem, gdyby takie akcje
przesiedleńcze (a właściwie najzwyklejsze w świecie wypędzenia) już nigdy się nie
powtórzyły, bo na pewno jest kłamstwem, że przemocą osiągnie się wszystko, że
wojna to najlepsze rozwiązanie, że nieograniczone biurokratyzowanie i
formalizowanie każdej dziedziny życia jest rozsądne, bo nie jest, gdyż lepiej,
gdyby każdy żył tam, gdzie mu pasuje i tak, jak mu odpowiada, ponieważ nie jest
prawdą, że nasza planeta jest przeludniona, że nie ma już miejsca, że zasoby są
jakoś przesadnie ograniczone. Większość powierzchni świata o nazwie Terra i tak
jest pustkowiem, dzikim zagonem, obszarem wręcz proszącym się o w miarę zrównoważone
zagospodarowanie (nie musi być ekstremalnie rabunkowe, ale nie dajmy się też zwariować poprawnością polityczną i patologicznym ideologicznym ekologizmem).
Wstawiam, aby ocalić od zapomnienia.
(Marcin Perliński)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz