niedziela, 17 marca 2024

Żyletkowy kompas fluidowy (1965)

Najlepsze możliwe kompasy turystyczne, w niczym nie ustępujące temu, czym dysponują tylnofrontowe "razwiedkowe" siły specjalnego przeznaczenia, produkowano w NRD i można je było nabyć w sklepach Centralnej Składnicy Harcerskiej w końcowej fazie istnienia PRL. Były to czarne plastikowe otwierane prostokątne pudełkowate papierośnicopodobne busole fluidowe z lusterkiem, linijką, sznureczkiem naszyjnym, szczerbinką celowniczą oraz elementami fosforyzującymi. Kosztowały bardzo dużo (w maju roku 1989 w okolicach 4500 złotych, czyli mniej więcej połowę ówczesnej ceny typowego popularnego diorowskiego skrzynkowego odbiornika radiowego zbliżonego do klasy/serii "Śnieżka" oraz "Kalenica"), ale i potrafiły naprawdę sporo, bo z dobrą mapą i w rękach osoby dokładnie przestrzegającej załączonej spolonizowanej pomarańczowookładkowej instrukcji umożliwiały wyznaczenie azymutu z dokładnością tak imponującą, że odchyłka przełajowej górskiej zalesionej skalistej i ukrzakowionej marszruty na dystansie np. 5 kilometrów rzadko przekraczała kilkanaście metrów (potwierdziłem eksperymentalnie na "hardcorowej" przełajowej trasie pieszej Rościszów ⇄ Kroacka Studzienka w Górach Sowich).

na osiemnastkę Mój Tato, Bronisław Perliński, podesłał mi 5000 złotych, za które nabyłem taki kompas, a od Mojej Mamy, Elżbiety Perlińskiej, dostałem "Śnieżkę" (za około 9000 złotych); było to w roku 1989

Fluidowość to zawieszenie ustroju magnetycznego w środowisku cieczowym (np. w wodzie lub oleju), zrealizowane w sposób eliminujący niemalże do zera jakiekolwiek tarcie, czyli opory mechaniczne oraz wynikająca z tegoż redukcja ewentualnych drgań, na jakie narażona jest igła kompasu, więc i przyrząd zyskuje na dokładności oraz niezawodności.

Na niniejszym zablogowaniu o kompasach oraz wyznaczaniu kierunków geograficznych była już mowa wielokrotnie. Dzisiejszy wpisek odnosi się do idei "samorobnej", czyli "majsterkowej", czyli DIY, nie nadającej się jednakże raczej dla współczesnych dzieci i młodzieży ze względu na ryzyko "pochlastania się" żyletką:

źródło: "ABC Techniki" 4/1965

Precyzji działania i komfortu użytkowania typowego dla fabrycznych busol z obrotowym pierścieniem oraz lusterkiem nie osiągniemy, ale do zwykłych wędrówek pieszych oraz przybliżonego wyznaczania azymutu taki "samowyrobek" w zupełności wystarczy i na pewno sprawi więcej zadowolenia niż zakup fabrycznego "gotowca".

Polecam! 

doprecyzowanie dla Star Trek Generation Next: żyletka (osobiście po namagnesowaniu pokryłbym ją jeszcze ewentualnie dodatkową kolejną ponadnormatywną zapasową redundancyjną warstwą antykorozyjną, gdyż współczesna chińszczyzna nie jest już aż tak bezsprzecznie nierdzewna jak wyroby z dawnego świata)


(Marcin Perliński)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz