Działa do dziś, od roku 1991, choć wymaga drobnych konserwacji w zakresie poprawienia "kontaktowania" sprężyn dociskowych unieruchamiających ładowane akumulatorki.
tak wygląda |
Zawsze mnie interesował schemat ideowy i dokopałem się do niego w ZS 2/1991.
Oto on:
schemat ideowy ładowarki MW398 (ZS 2/1991) |
Może się przyda w ramach napraw itd. itp. Produkowane były przynajmniej dwa zasadnicze modele, tzn. z wydajnością prądową 120 mA / 12 mA (jako "Elta") oraz 180 mA / 20 mA (jako "MW398"). Po kilku latach pojawiła się również trzecia wersja, "bardziej luksusowa", bo z dodatkową pozycją przełącznika suwakowego, umożliwiającą również i rozładowanie akumulatorków pod sztucznym obciążeniem, powodującym "wypijanie" z nich 280 mA (pomiar przeprowadzony dla ładowarki MW3398GS). Napięcia jałowe na nieobciążonych stykach to odpowiednio 2.68 V oraz 6.67 V (pomiary także dla MW3398GS) oraz 2.65 V i 11.3 V dla modelu brandowanego jako "Elta". Żaróweczka do optycznego/jasnościowego testowania poziomu naładowania/rozładowania pobiera 25 mA (pomiar robiony dla MW3398GS).
Wszystkie ładowarki z tamtej epoki działały bez pełnej automatyki, tzn. że np. (pusty/rozładowany do poziomu 1 V) akumulatorek 900 mAh należało przestać ładować po napełnieniu do poziomu 140% (dla prądu ładującego 180 mA było to więc po 7 godzinach, a dla 120 mA po czasie 10.5 godziny). Jedyną "pseudoautomatyką", jaką posiadały opisane powyżej ładowarki, było skuteczne ograniczenie prądowe, zabezpieczające akumulatorki przed nadmiernym przegrzaniem lub samozapłonem, ale nie zapobiegające ich degradacji/uszkodzeniu ze względu na przeładowanie.
Kwestia (jałowych) napięć, jakie są podawane na złączach, stanowi temat do odrębnej dyskusji. Najrozsądniejszym poziomem będzie teoretycznie zawsze nie więcej niż 1.45 V na akumulatorek 1.2 V (oraz maksymalnie sześciokrotnie więcej dla "dziewięciowoltowca"), jednakże ładowarki z lat dziewięćdziesiątych XX wieku miały nieco inną, bardzo sprytną i udaną konstrukcję/koncepcję, więc wszelkie współczesne oczywiste zalecenia niekoniecznie do nich "pasują". Ważne, że działały i "śmigają" do dziś. Należy jedynie uważnie i konsekwentnie nadzorować czas ładowania.
Aha, zanim podamy akumulatorkowi wspomniane "140% pojemności", musimy być pewni, że jest już rozładowany oraz nie jest podróbą/oszustwem producenta. W sprzedaży nadal pojawiają się chińskie podróbki z napisem np. "5500 mA", które w rzeczywistości nie mają nawet 700 mAh. Dla rozmiaru AA, czyli "paluszka", typową dostępną współcześnie (rok 2023) pojemnością maksymalną jest poziom rzędu 2400 ... 2500 mAh (a dla "małych paluszków" AAA około 900 ... 950 mAh). Osobiście korzystam z dość budżetowych, ale przyzwoitych akumulatorków firmy "SwitchON", dostępnych tam, gdzie kiedyś w Dzierżoniowie stała "Diora", czyli w sklepie/markecie sieci "Kaufland".
Uwaga!!! Rozkręcanie ładowarek grozi porażeniem, a nawet pożarem!!! Pozostawianie tego typu ładowarek działających (= ładujących) bez nadzoru, czyli bez naszej fizycznej obecności w domu jest średnio ciekawym pomysłem. Wszystko robisz w oparciu o swój mózg oraz na własne ryzyko!!!
(Marcin Perliński)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz