"Władzia" ludowa wprowadziła stan wojenny i skonfiskowała, a ściślej mówiąc "internowała", krótkofalowcom posiadany sprzęcior, więc ludzie szybko i trochę na złość Jaruzelowi samodzielnie sklecali sobie uproszczone "partyzanckie" odbiorniki nasłuchowe. Paradoksalnie bardzo dobrze wspominam tamten czas, bo przez ponad miesiąc nie chodziliśmy do szkoły, więc bumelowaliśmy bardzo superalnie i fajowo, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim w naszym kraju było do śmiechu.
Odbiorniczek wymaga podłączenia do jakiegoś wzmacniacza m.cz. (zwykłego lub, co lepsze, takiego z choćby pobieżnym przycięciem pasma akustycznego do zakresu 300 Hz ... 3 kHz). Typy tranzystorów nie są krytyczne (w miejsce trochę egzotycznego 2N5226 można dać nawet coś uniwersalnego PNP, nawet BC557B czy 2N3906 tutu zadziała, przy czym osobiście próbowałbym użyć nawet czegoś wysokowzmocnieniowego typu BC560C). Cewka dla ówczesnego pierwszego kanału TV, czyli dla 48.5 ... 56.5 MHz (wymiary podano, więc można samemu wystrugać). Cewka VFO także dokładnie opisana (tak na oko coś w okolicach 0.8 do 1 mikrohenra). Dławik rzędu przynajmniej kilkudziesięciu mikrohenrów. Toto coś ma akurat plus na masie i jest ponadprzeciętnie czułe, gdyż dysponuje wbudowanym wejściowym wzmacniaczykiem wielkiej częstotliwości.
Opracował kolega SP9BVZ (Janek Mogielnicki), czyli znany konstruktor, który potrafił na kolanie i z byle czego złomowego sklecić działające odbiorniki, nadajniki, amplifiltr czy przystawki BFO do fabrycznych radioodbiorników, co wychodziło naprzeciw oczekiwaniom najbiedniejszych czy najmłodszych krótkofalowców, którzy w PRL stanowili chyba znakomitą większość radiowariackiego grona.
Opublikowano w „Biuletynie PZK” 3/1982.
niniejsze doprecyzowania: Marcin Perliński (SP6MAJ)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz