niedziela, 19 marca 2017

Mała i duża tabliczka mnożenia

W mojej porządnej PRL-owskiej podstawówce, czyli w SP3 im. Komisji Edukacji Narodowej w Dzierżoniowie, uczono nas klasycznej tabliczki mnożenia, tzn. z wynikami multiplikacji do 100. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że oprócz tej podstawowej standardowej tabeli przemnożeń istnieje także i tzw. "duża tabliczka" sięgająca swoim zakresem do 400 (tzn. mnożna do 20 razy mnożnik o wartości maksymalnie 20). Ta poszerzona tabliczka była/bywa/jest nauczana np. w krajach niemieckiego obszaru językowego.

Najlepiej będzie pokazać to na gotowej tabeli:

źródło: lerninfos.de


Należy przyjąć, że duża tabliczka mnożenia (20x20) powinna zainteresować osoby szczególnie zainteresowane matematyką lub takie, które pasjonują się szybkim liczeniem w pamięci.

Życzę zatem miłego poszerzania swoich połączeń międzyneuronowych.

Marcin Perliński


Bezscalakowe, samotranzystorowe, jednopaluszkowe słuchawkowe superreakcyjne radyjko UKF – projekt dla początkujących lutowaczy-radiomaniaków (2012)

To moje pierwsze radio na UKF, które działa do dziś. Polecam osobom, które zamierzają zbudować coś prostego i w miarę rozsądnie grającego.

Tak może grać:




(nagrywane w Wigilię, więc nie dziwcie się, że same kolędy)


Później jako TR1 wlutowałem nasz znakomity PRL-owski tranzystor BF214 (można zastąpić współcześniejszym BF240), a cewkę wykonałem z grubego kabliska i jakość/głośność odbioru wzrosła wielokrotnie.


Tutaj schemat z opisem:




To samo, co powyżej, ale w języku niemieckim (moje opracowanie):




Tak może wyglądać (trochę "chamska" konstrukcja, ale śmiga):







Warto wiedzieć, że tego rodzaju odbiorniki generują w swoim pobliżu (do kilkudziesięciu centymetrów) dość silne zakłócenia radiokomunikacyjne, a także że wymagają bardzo starannego montażu (jak najkrótsze połączenia w sekcji wielkiej częstotliwości), dokładnego strojenia oraz konkretnego ekranowania (np. można montować na kawałku blachy czy laminatu i dodać blaszaną przegródkę między sekcją wielkiej i małej częstotliwości).


Życzę udanego majstrowania.

Marcin Perliński

czwartek, 16 marca 2017

Księżyc zamiast kompasu – tabelka, także dla zegarków bezwskazówkowych

Jest kilka sposobów określania kierunków geograficznych przy pomocy położenia Księżyca (lub Słońca) na niebie. Wszystkie one zasadniczo wymagają zegarka z analogową tarczą (czyli takiego klasycznego "wskazówkowego"), a sytuacja, w której mamy ze sobą zegarek elektroniczny z cyfrowym wskazaniem czasu, może skutkować koniecznością dalszej "gimnastyki" wyobrażeniowo-myślowej. Osobiście najczęściej mam ze sobą zegarek elektroniczny z przełomu lat 80 i 90 ubiegłego stulecia (tak, tak, "Montana" nadal działa, gra, "pipka" co godzinę, świeci i wygląda jak nowa...).

Oto tabeleczka, której nie straszne również i "cyferkowe" zegareczki:

opracowanie: Wojciech Boryczka



Załączam również graficzną reprezentację wiedzy zasadniczo zgodnej z powyższą tabelką:



źródło: skala_131.republika.pl 



Powyższa metoda określania kierunków geograficznych jest poprawna dla lokalizacji położonych na terenie Europy Środkowej. 


Życzę miłego nawigowania.

Marcin Perliński



piątek, 10 marca 2017

Jak się w końcu nauczyłem, gdzie jest ta cholerna ... lewa i prawa strona

Tak się złożyło, że o tym, gdzie jest lewa, a gdzie prawa strona ostatecznie i trwale dowiedziałem się dopiero w wieku mniej więcej 17 lat, tzn. wtedy, kiedy byłem na kursie prawa jazdy i po prostu nie miałem wyjścia - trzeba się było tego w końcu nauczyć.

Przez całe wcześniejsze dzieciństwo niby mi tłumaczono, że prawą ręką jem (mało to przydatne, bo wtedy byłem sobie jeszcze oburęczny), że serce mam z lewej strony, ale jakoś mi się to myliło, a kiedy np. jakiś nauczyciel nas informował, że to a to jest po prawej stronie, to przeżywałem chwilę grozy, że zaraz się pomylę lub - co gorsze - moja durnota się wyda i będzie "brud na całą wieś".

Któregoś dnia oglądałem jakiś program telewizyjny, w którym padła informacja, że wskazówki zegara kręcą się w prawo i ... doznałem natychmiastowego olśnienia. Tak, zegar to jest coś, co świetnie umiem sobie wyobrazić i szybko zauważyłem, że godzina dziewiąta jest po stronie lewej, a trzecia po prawej. I od tego momentu wszystko poszło "z górki". Dziś nie mam już z tym problemu i metodę tę polecam wszystkim, którzy mają z tym kłopot lub chcą nauczyć tej prostej umiejętności kogoś innego, np. własne dzieci.





Patent bardzo prosty, więc można podać dalej.

Marcin Perliński

Alfabet grecki potrzebniejszy niż myślisz

Jako dość mały chłopiec (coś około przedszkola lub pierwszej klasy podstawówki) nauczyłem się tego alfabetu na pamięć, co mnie bardzo cieszy, bo korzystam z tej wiedzy aż do dziś. Tak się złożyło, że książką, którą wręcz pożerałem (i do dziś pożeram) była i jest "Mała encyklopedia przyrodnicza" (wydania pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia), a w niej odrębna wklejka z właśnie greckim alfabetem.

Znaki alfabetu greckiego wykorzystywane są nagminnie w obrębie nauk ścisłych, tzn. głównie w matematyce oraz fizyce (liczba "pi", różnica jako tzw. "delta", promieniowanie alfa, beta oraz gamma, opór w omach, długość fali "lambda", średnica "fi" itd. itp.).

Oto ładnie opracowany alfabet grecki:

źródło: forum.liceum36.pl


Zdarza mi się wykorzystywać tenże alfabet w bardziej niekonwencjonalny sposób, bo do ... generowania haseł, np. do internetowych serwisów transakcyjnych, co zdecydowanie podnosi bezpieczeństwo użytkowania.

Zachęcam zatem do umieszczenia sobie tej wiedzy w mózgownicy.

Marcin Perliński  



Określanie kierunku północnego przy pomocy Gwiazdy Polarnej

Odszukujemy Mały Wóz (zwany także Małą Niedźwiedzicą), celujemy energicznie wyrzuconą przed siebie ręką w gwiazdę znajdującą się na końcu dyszla tegoż "wozu" (czyli w Gwiazdę Polarną/Północną), po czym opuszczamy sztywno wyprostowaną "łapkę" w kierunku horyzontu. I oto właśnie wyznaczyliśmy kierunek północny (i to z całkiem rozsądną dokładnością). Tak to zapamiętałem z dzieciństwa, ze wspaniałej książeczki "Wyprawa kapitana Łamigłowy w krainę geografii" (autorstwa Pana Janusza Foglera, wydane w czasach PRL).

Dla osób potrzebujących dokładniejszych danych wklejam rysunek Pana Harcmistrza Tomasza Rawskiego:



rysunek: hm. Tomasz Rawski


Aha, informacja dla młodszego pokolenia, które akurat pochodzi z miasta i może ewentualnie jeszcze nie wiedzieć, co to jest ten cały dyszel:

źródło: Wikipedia, CC-BY-SA



Myślę, że teraz sprawa będzie już łatwa.

Marcin Perliński

czwartek, 9 marca 2017

Nasza Galaktyka, nasz dom ...

Nie wiem, czy zauważamy, jak wiele mówi się o naszym układzie planetarnym, pomijając niestety przy tym szersze kulisy Wschechrzeczy, takie jak np. naszą rodzimą Galaktykę, czyli Drogę Mleczną, że o innych, choćby sąsiednich galaktykach, nie wspomnę.

Czas to przynajmniej częściowo nadrobić i naprawić:



opracowanie: Jan Desselberger (2003)


Myślę, że już teraz będziemy pamiętać, gdzie to nasze Ramię Oriona się znajduje, ile tych (przynajmniej głównych) ramion łącznie jest, jak się nazywają, jakie są rozmiary Drogi Mlecznej oraz to, jak daleko mamy do centrum i brzegu. No i może w piękną bezchmurną i bezksiężycową oraz bezpoświatową noc, w idealnych warunkach wysokiej przejrzystości powietrza, uda się komuś dostrzec nasze rodzime lub nawet jedno z najbliższych pozostałych ramion. Przyznaję, że w swoim życiu takie cudo widziałem może ze 2 lub 3 razy.

Marcin Perliński   

Dioda LED jako czujnik światła

Kolejny układzik w sam raz dla rozpoczynających przygodę z elektroniką (nie tylko dla dzieci i młodzieży)...

Tak się składa, że z "braku laku" sięgamy po ... inne elementy - pierwotnie do czegoś nie przeznaczone.W elektronice takich sprytnych sposobów jest mnóstwo: kto nie ma kondensatora zwykłego/strojeniowego, może go wykonać samodzielnie ze skręconych kabelków lub z folii aluminiowej naklejonej na szeroką taśmę klejącą do pakowania paczek. Brak diody detekcyjnej można zastąpić ołówkiem i żyletką (lub kawałkiem odpowiedniego minerału), brak termistora diodą lub szeregiem diodek, brak lampy do czujnika Geigera-Müllera odpowiednią fotodiodą, brak ogniwa solarnego również tranzystorem - tyle że bardzo dużym i z rozprutą (metalową) obudową, brak diody Zenera uładem zastępczym na tranzystorach lub inną "niewłaściwą" diodą Zenera "podbitą" zwykłymi diodami w celu uzyskania żądanej stabilizacji, brak gotowego tranzystora Darlingtona połączeniem dwóch "zwykłych", brak odpowiedniego rezystora/kondensatora połączeniem kilku innych, a brak fotorezystora czy fotodiody np. diodą LED (zwaną potocznie diodą świecącą).

Od razu zaznaczam, że dioda LED jako namiastka fotorezystora działa zaledwie dostatecznie, ale jeśli ktoś po prostu lubi takie eksperymenty lub faktycznie buduje układ wrażliwy na (silniejsze) światło (np. tracker solarny lub szukacz słońca do układu nawigacyjnego swego sklecanego właśnie w garażu satelity okołoziemskiego), może z czystym sumieniem po to rozwiązanie sięgać. 

Oto schemat ideowy wspomnianego i łatwego w budowie czujnika (mocniejszej) światłości:


A tutaj schemat montażowy:





Zasada działania:


Dioda LED podłączona w kierunku zaporowym, czyli odwrotnym niż w przypadku jej świecenia, zachowuje się jak maleńki kondensator o wartości kilku pikofaradów. Kondensatorek taki "trzyma" więc napięcie (= ładunek elektryczny), które w sobie zgromadził, przez czas bardzo, bardzo długi, no chyba że poprzez przezroczystą obudowę do wnętrza diody LED padnie jakieś odpowiednio intensywne światło, bo w takiej sytuacji następuje rozładowanie tegoż osobliwego kondensatora (pojawi się jak mówią Niemcy "Leckstrom", czyli niewielki przeciek na zaporze). Jeżeli teraz diodkę wepniemy w odpowiedni prościutki układ umiejący reagować na te subtelne zmiany pojemności (a przy okazji i niewielkie wahania oporności i fluktuacje "zaporowości" diody), to uzyskamy układ wykrywający mocniejszą światłość (słońce, światło żarówki, łuk elektryczny w czasie spawania itd. itp.). Powyższy układ wykorzystuje dwa tranzystory NPN spięte "w parę", czyli tworzące tzw. układ Darlingtona (kto ma już jakieś doświadczenie w elektronice, może sięgnąć po pojedynczy "gotowy" tranzystor Darlingtona).





Lista potrzebnych elementów:

- 2 tranzystory małej lub średniej mocy o polaryzacji NPN (np. BC 548, BC547 lub dowolny inny)

- 3 rezystory (oporniczki) o wartości 470 Ω (zółty - fioletowy – brązowy)

- 1 zwykła dioda LED dowolnego koloru (z przeznaczeniem na wskaźnik/indykator; na schemacie ideowym jest oznaczona jako LED2, a na montażowym to ta czerwona)

- 1 tania, zwykła (= żadna wypasiona) dioda o wysokiej jasności, tzw. "high bright", emitująca światło czerwone (zazwyczaj takie diody są w niebarwionych przezroczystych obudowach i są bardzo podobne do diodek na podczerwień, których używa się w pilotach do telewizorów), a w przypadku jej braku w ostateczności dowolna zwykła dioda zielona (koniecznie zielona!!!); ja swoją diodę "high bright" (przezroczysta "bańka", ale świeci ultrajasno na czerwono) wydłubałem z taniej chińskiej zapalniczki z minilatareczką (takie diody montuje się też w breloczkach-latarkach)

- bateryjka 9V (lub zasilacz, koniecznie stabilizowany!!!)

- opcjonalnie klips do baterii (tzw. kijanka) oraz przełącznik



Możliwości wykorzystania układu:

- czujnik słońca (pięknej pogody), informujący nas, że czas wyjść na dwór lub podnoszący żaluzje/rolety czy też rozsuwający firanki (wszystko zależy od naszej pomysłowości, bo można przecież sterować przekaźnikiem)

- sygnalizator zapalonego/zostawionego światła (np. w łazience, kibelku, w piwnicy, w kanale w garażu, na strychu)

- tracker solarny do sterowania obrotnicą/siłownikami poruszającymi panelami fotowoltaicznymi, czyli tzw. solaretką (potrzebne będzie kilka takich czujników; od znajomego technika solarnego wiem, że takie układy sensoryczne na "zwykłych ledach" bywają nawet czasami stosowane w profesjonalnych układach "za kupę smalcu")

- układ reagujący na cień (zasłonięcie słońca lub żarówki)

- sterownik automatycznej przysłony słonecznej/optycznej (o ile stać nas akurat np. na szybę okienną/w drzwiach tarasowych, którą ściemnia lub "zamlecznia" się elektrycznie na poziomie "molekularnym")

itd. / itp.



Uwagi końcowe:



Swój układ zbudowałem na dwóch wyciągniętych ze starocia tranzystorach NPN (C1417 z mniej popularnym układem wyprowadzeń wyłażących z obudowy TO-92, a mianowicie ECB). Oporniczków 470 Ω już nie miałem, więc wziąłem ciut większe o wartości 510 Ω (dzięki temu mogłem sobie podnieść napięcie nawet do 14 V, bo moja sporawa dioda indykacyjna świeciła trochę słabawo przy 9V - warto ją umieścić trochę dalej od układu sensorycznego, aby widzieć, że świeci, bo w słońcu czy w pobliżu żarówki to dość słabo widać). Jeśli uznasz więc, że Twoja diodka indykacyjna (LED2) świeci za słabo mimo faktu, że sensor jest w pełnym słońcu lub trzymasz go zaledwie kilka centymetrów od żarówki, to możesz ostrożnie podnieść napięcie zasilania do maksymalnie 12 V (lub zmniejszyć wartość oporniczków zabezpieczających diodę LED2 - na schemacie ideowym to te wyłażące z emitera prawego tranzystora). Układ jest w stanie także działać na niższym napięciu niż 9V, jednak musiałbyś odpowiednio pozmieniać wartości wszystkich rezystorów.

Swoją konstrukcję wykorzystuję od kilku lat w kanale garażu, bo się już zdarzało, że zapominałem gasić/przypadkowo włączyłem w nim światło (normalnie u mnie to nie za bardzo widać - nawet w nocy,
bo mam na deski zakrywające kanał rzucone pasy z papy jako bariera dla pary na wypadek parowania wody w momencie lekkiego podtopienia kanału w czasie i po bardzo, bardzo silnych ulewach). Mogłem to zrobić także na neonówce sygnalizacyjnej, ale nie sprawiłoby mi to tyle radochy i satysfakcji.

Uwaga: Czułość ledów typu "high bright" na światło wpadające do ich banieczki jest wielokrotnie większa w porównaniu nawet z tymi "zielonymi zwykłymi". Warto więc trochę poszukać w rupieciach, popytać wśród znajomych palaczy o starą zapalniczkę lub w ostateczności kupić takąż diodkę. Mój układzik zaczyna żarzyć diodą indykacyjną w odległości około 20 cm od żarówki zwierciadlanej (reflektorowej, z małym gwintem) o mocy 40 W, a przy około 8-10 cm dioda świeci "na maksa". Można oczywiście poeksperymentować z różnymi diodami (lub spróbować zbudować czujnik na dwóch czy trzech, tworzących jeden sensor).

(Marcin Perliński)


niniejszy artykuł jako plik PDF

wersja niemiecka jako plik PDF




Krótkofalarstwo w pigułce (część 1)

Można z tego czegoś skorzystać również i poza krótkofalarstwem, np. w harcerstwie, radiokomunikacji lotniczej i pozostałej cywilnej (w tym w paśmie CB), wzgl. wojskowej, telefonogramach itd. itp.

Zawartość:

  1. Literowanie w układzie polskim (zgodne z krótkofalarskimi wymaganiami egzaminacyjnymi).
  2. Literowanie w międzynarodowym standardzie ITU (zgodne z wymaganiami egzaminacyjnymi).
  3. Polska hybrydowa memoryzacja alfabetu Morse'a (czerpie z doświadczeń harcerskich, LWP oraz moich własnych kombinacji).




Zachęcam do zapoznania i nauczenia się, bo warto ...

Marcin Perliński

Pomiar odległości metodą "na oko"

Wcale nie jest to aż tak niedokładne. Należy jednak założyć, że mamy zdrowe oczy, a jeśli tak nie jest, to po prostu kupić/założyć okulary wzgl. wziąć poprawkę na nasze gorsze widzenie.


opracowanie/grafika: harcmistrz Tomasz Rawski



A tutaj jeszcze bardzo podobne starsze opracowanie:


źródło: "Terenoznawstwo", MON, 1951


Mając taką podstawę teoretyczną aż się prosi wyruszyć w teren i skonfrontować powyższą tabelkę z rzeczywistością.

Zachęcam do opuszczenia ciepłego domowego zacisza.

Marcin Perliński

Tak się podłącza klasyczną świetlówkę



1. statecznik;
dostosowany do mocy świetlówki

2. wtyczka sieciowa wraz z kablem

3. kostka żyrandolowa
(zacisk śrubowy)

4. zapłonnik (tzw. starter);
dostosowany do mocy świetlówki



UWAGA!!!  

W UKŁADZIE WYSTĘPUJĄ NAPIĘCIA NIEBEZPIECZNE DLA ŻYCIA!!! 

ZDECYDOWANIE ZALECA SIĘ URUCHAMIAĆ
POD NADZOREM/PO SPRAWDZENIU PRZEZ ELEKTRYKA!!!

OSOBY NIEPEŁNOLETNIE POWINNY BUDOWAĆ/URUCHAMIAĆ
POD NADZOREM WYKWALIFIKOWANEJ OSOBY DOROSŁEJ!!! 




Wiele lat temu w piwnicy nad dodatkowym warsztatem miałem taką "własnego wystrugu" świetlówkę, którą wykonał zdaje się tato mojego kumpla Cześka, śp. Pan Piotr Stec. Pamiętam, że wszystko stanowiło jeden moduł na płycie z płyty pilśniowej chyba, a statecznik był bardzo klasyczny, duży i kanciasto-obły  typowy dla epoki Gomułki, a może nawet wcześniejszej. Było to fachowo i estetycznie zmajstrowane oraz pomalowane. Świetlóweczkę tę połączyliśmy wmurowanym w ścianę kabelkiem zakończonym mikroprzełącznikiem, który aktywował źródło światła w momencie otwarcia drzwi. Świetlówki już nie ma, ale układ włączający istnieje nadal i może być w każdej chwili wykorzystany (choć wolałbym zmienić mikroprzełącznik na coś, co jest w stanie przenosić nieco większe amperaże, gdyż z tego, co pamiętam, to dość mocno iskrzył, ale działał oczywiście bezbłędnie).

No to miłego (i bezpiecznego) świetlówkowania.

Marcin Perliński

środa, 8 marca 2017

Dzielenie pisemne, czyli pożyteczna czynność, która niestety coraz bardziej popada w zapomnienie

Pan Jacek Haja, propagujący na "jutubie" różne metody szybkiego liczenia w pamięci czy też po prostu na kartce, czyli "na piechotę", pokazujący tym samym matematykę od jej najlepszej strony, jest gościem, dla którego "szacun" mam ogromny (i przypuszczalnie nie jestem w tym odosobniony).

Oto sposób dzielenia pisemnego, wyjaśniony właśnie przez wyżej wspomnianego działacza edukacyjnego:



Według przedstawionego w powyższej prezentacji sposobu można liczyć również z tzw. resztą, dzięki której wyprowadzimy sobie wszystkie/kolejne/żądane miejsca po przecinku (= kiedy już nie ma czego "opuszczać" z góry, bo dzielna się "już skończyła", to "opuszczamy", czyli dopisujemy sobie do reszty, wirtualne zero, czyli zero wzięte "z kosmosu" i "jedziemy dalej", aż do chwili otrzymania równego podziału, czyli kiedy podzieli się to bez reszty - wzgl. do momentu, w którym uznamy, że wyliczona ilość miejsc po przecinku już nas zadowala). Według zaprezentowanego tu sposobu poradzimy sobie również z dzielnikami dwucyfrowymi, trójcyfrowymi itd. (trzeba sobie tylko "wykumać kombinując jak koń pod górę" pierwszy w miarę równy podział "bez drobiazgu", a dalej, czyli już po przecinku, to już "z górki" według przedstawionych zasad). Bez problemu podzielimy sobie także ułamki dziesiętne.

Można także "wrzucić" na pędraka oraz wetknąć do telewizora czy tunera STB i pokazać innym.

Życzę wszystkim skutecznego odświeżenia sobie tak ważnej przecież umiejętności.

Marcin Perliński


Podstawy radiotechniki, czyli wzór na długość fali

A oto i mój rysuneczek:


W praktycznym, np. krótkofalarskim, wydaniu warsztatowym nikt nie katuje się tymi 300 000 000 m/s, tylko stosuje samą liczbę 300 oraz częstotliwość wyrażaną nie w hercach [Hz], a w megahercach [MHz], czyli:

λ[m] = 300 / f[MHz]

oraz po prostym "podstawówkowym" przekształceniu

f[MHz] = 300 / λ[m]

Łatwo wtedy wyliczyć, że np. popularne pasmo CB, działające w okolicach 27 MHz, to 300/27, czyli mniej więcej 11 metrów, a popularne pasmo 40 metrów to 300/40, czyli około 7 MHz.  

Życzę miłego przeliczania. 


Marcin Perliński

Banalnie prosty i łatwy w wykonaniu przyrządzik do pomiaru wysokości (np. drzewa)

Pamiętacie kultową serię komiksów Henryka Jerzego Chmielewskiego "Tytus, Romek i A'Tomek"? Ta wspaniała publikacja niosła w swojej treści również i elementy edukacyjno-wychowawcze. Takim przykładem może być opis prostego przyrządu do pomiaru wysokości, np. drzewa, domu, komina itp.

rysunek: H. J. Chmielewski (1980)


Schemat budowy tego "wysokościomierza" tradycyjnie przerysowałem sobie do mojego "antytumanowego" kajeciku, ustrojstwo natomiast wykonałem już ładnych parę lat temu na bazie deseczki i pomyślnie przetestowałem mierząc wysokość domu oraz drzew w ogrodzie.

Zachęcam do wypróbowania!


Marcin Perliński  

Moje pierwsze w życiu samodzielnie wykonane bateryjne głośnikowe radio na fale długie (2012)

Podziękowania dla Preskalera (z forum na stronie www.katalogi.pl), bez którego pomocy nie udałoby mi się tegoż ustrojstwa odpalić (skorzystałem z jego porad dotyczących cewki na pręcie ferrytowym oraz doboru kondensatorów do rezonansu). Dodatkowy wzmacniacz napędzający głośnik (nieobowiązkowy) działa również dzięki schematowi Preskalera (na dwóch tranzystorach "przeciwbieżnych" + wg mojego konceptu dowalony transformator dopasowujący).

Można przy pomocy tego czegoś bez problemu odbierać PRI (225 kHz, Solec Kujawski, 1200 kW ) oraz moją ulubioną stację niemiecką Deutschlandradio Kultur* (177 kHz, Zehlendorf/Oranienburg → kawałeczek na północ od Berlina, 500 kW) oraz ewentualnie także inne stacje (łapałem wieczorem już np. Czechów) - poprzez dodatkową antenę wzgl. poprzez inny odczep, a zrobiłem ich więcej, więc mogę kombinować). Odbiór w bardzo przyzwoitej jakości.

* ta stacja już nie nadaje na falach długich



Tak wygląda mój deskowy "audion":

 (mirror/wyższa rozdzielczośćhttps://yadi.sk/i/RnWi5Lqp3F6Y32)


(mirror/wyższa rozdzielczośćhttps://yadi.sk/i/_hF3DvzQ3F6Y6d)


A tak toto słychać poprzez wzmacniacz głośnikowy**:

Polskie Radio Program I (R1 użyty, normalne wzmocnienie):


Deutschlandradio Kultur (R1 zmostkowany kabelkiem, maksymalne wzmocnienie):


** odebrano w Dzierżoniowie (w linii prostej: 283 km od Solca Kujawskiego i 301 km od Zehlendorfu); mikrofon umieściłem ok. 80 cm od głośniczka; jakość i selektywność może w rzeczywistości być jeszcze lepsza, bo nagrywając akurat nie zorientowałem idealnie anteny ferrytowej)

A tu schematy (akurat z niemieckim opisem, bo tak już je wcześniej wykonałem chwaląc się tymże audionem na moim ulubionym forum dla Polaków uczących się języka niemieckiego jako przyczynek i "zachętek" do nauki niemieckiego z radia właśnie, bo sam przed laty na germanistyce tak właśnie "się szlifowałem"):

(mirror/wyższa rozdzielczośćhttps://yadi.sk/i/x9pliHGT3F6YMB)

(mirror/wyższa rozdzielczośćhttps://yadi.sk/i/isHDySHe3F6YQ3)


Pierwszy schemat jest "prawie że" żywcem "zerżnięty" z Młodego Technika 6/1983 (tekst Zbigniewa Lipińskiego), a drugi (wzmacniacz napędzający głośniczek) bazuje na projekcie radyjka średniofalowego Preskalera.

Odbiornik wykorzystuje oba przedwzmacniacze operacyjne + dodatkowy pokładowy tranzystor, które to są "wbudowne" w UL 1321, produkowny kiedyś przez śp. CEMI (ale ciągle jeszcze do kupienia jako nowy w sklepie wzgl. nowy/"z wylutu" na giełdach/portalach aukcyjnych, ale że to towar coraz rzadszy i bardzo ceniony, to i cena jego oscyluje w okolicach aż kilkunastu złotych --> układ ten miałem w domu z dawnych czasów, więc radyjko kosztowało mnie praktycznie 0 zł, bo resztę części miałem z różnego starocia).


Dodatkowe wskazówki:

Cewka L1 to 100 zwojów DNE 0.11 mm z odczepami co ok. 15-20 zwojów (najlepsze efekty uzyskałem wykorzystując odczepy pomiędzy 50 a 70 zwojem; górny, czyli setny, koniec uzwojenia cewki nie jest u mnie wykorzystany, ale również i na nim można nieźle odbierać PRI).

Kondensator do rezonansu to kilka sztuk spiętych na zasadzie dolutowywania do "drabinki" drutowej (łączenie równoległe) - u mnie to w sumie aż 2.8 nF (ale pręt ferrytowy miałem akurat prostokątny, więc i układ jest nietypowy, bo Preskaler korzystający z bardziej cywilizowanych okrągłych prętów ferrytowych o średnicy 10 mm i długości kilkunastu centymetrów zaleca kombinować z pojemnościami w zakresie 1.2 nF do 1.5 nF (dla fal długich oczywiście).

Radyjko dostraja się do danej stacji poprzez wsuwanie i wysuwanie pręta ferrytowego. W podobny sposób można również ustalić siłę głosu.

Radyjko fenomenalnie głośno i czysto (!) gra na słuchawkach 32 omowych ("nagłowne" Sony, takie niedrogie za 20-30 zł kupiłem przed laty, można też spiąć w szereg L + R, żeby "uzyskać 64 omowe"; odbiór na nich kosztuje nas rozsądne 7-8 mA) oraz bardzo dobrze na radzieckim głośniczku (0.2 W, 8 om) wyjętym ze starego kieszonkowego radyjka tranzystorowego --> to właśnie on jest na zdjęciu i "z niego" robiłem nagranie MP3). Zalecany przez Preskalera głośniczek 25 omowy okazał się dobry i zadowalający, ale nie aż tak skuteczny i dynamiczny (zwłaszcza w zakresie "basowym") jak wspomniany radziecki (w budowie głośników Rosjanie w końcu zawsze byli mistrzami).

Bardzo dobre efekty także na wkładce telefonicznej W66 (coś około 180 omów ona zdaje się posiada) --> na W66 gra super głośno, "żre" bardzo mało miliamperów (4-5 mA) i jest bardzo czułe (tylko na samej antenie ferrytowej udało mi się nocą złapać nawet stacje francuską i rumuńską). A idealnym rozwiązaniem byłoby użycie słuchawek średnio- (500-800 omowych, czyli takie ciut droższe "nałebne") lub wysokoomowych od wojskowej np. radiostacji (1-2 kiloom), bo na takowych autor tej konstrukcji (ten z "Młodego Technika") uzyskiwał pobór zaledwie 2 mA.

Rezystor R4 powinien mieć wartość ok. 330 omów, ale jeżeli dźwięk w słuchawkach miałby być "charczący", to należy "pobawić się" jego wartością (u mnie wartość zalecana okazała się wystarczająca - niezależnie od tego, jakie słuchawki pod toto bym nie podpinał).

Dioda detekcyjna to dowolna dioda germanowa (nawet taka nieprzyzwoicie współczesna serii AAP). Kto jej nie posiada, a dysponuje dowolnym (np. starym) tranzystorem germanowym, to może wykorzystać jedno złącze z takiego właśnie tranzystora (np. emiter i bazę). Niektórzy powiadają, że "z braku laku" można nawet sięgnąć po jakąś krzemową (ale nigdy nie testowałem, więc nie zalecam).

Kondensator C2 pracuje u mnie wystarczająco dobrze (użyłem zalecanej wartości 6.8 nF, u mnie akurat jako "starożytny" Miflex 6800 pF). Jego wartość może oscylować w zakresie od kilku pF do nawet 100 nF, ale przy za małej wartości rzędu tylko kilku pF radyjko może za bardzo ściągać przydźwięk sieciowy tudzież inny "elektromagnetyczny syf". Jak większość odbiorników długofalowych radyjko toto jest dość wrażliwe na bliskość silnych źródeł elektrosmogu typu monitor CRT, ruouter bezprzewodow czy świetlówka energooszczędna (taka zalecana przez eurokołchoz od niezdrowego dla oczu bladego brudnego trupiego światła). Mój deskowy audion okazuje się tu dosyć odporny (zakłóca go jedynie bezpośrednia bliskość źródeł elektrosyfu, gdzieś tak od 100-150 cm się zaczyna, czego nie mogę powiedzieć o mojej wieży Samsunga, która "na długich" nie działa wcale - nawet w odległości 5 m, jeśli działa monitor i router).

Kto zechce dobudować sobie wzmacniacz i korzystać z odbioru głośnikowego, to doprecyzowuję po polsku:

Transformator dopasowujący u mnie ma przełożenie 1:40 (TS 15/17, Unitra Zatra, wyjęty z diorowskiego "Zodiaka"). Od strony radyjka wykorzystałem złącze 5.5 V, czyli blaszki 7 i 8 (ok. 5 om), a od strony wzmacniacza złącze 220/230 V, czyli blaszki 1 i 4 (ok. 140 om). Można z powodzeniem również wykorzystać inny, np. stary socjalistyczny dzwonkowy (może się okazać nawet lepszy, bo jego przełożenie sięga nawet 1:70, o ile skorzystamy ze złącza 3V). Tranzystory u mnie to BC309 PNP oraz BC238 NPN (można wykorzystać spokojnie dowolne inne krzemowe, najlepiej małej mocy). Oporniczek oznaczony na schemacie wzmacniacza na czerwono należy tak dobrać, aby napięcie mierzone w punkcie 2 wynosiło połowę napięcia zasilania (u mnie idealną wartością okazała się rezystancja 1 megaom). W czasie wykonywania pomiaru należy odpiąć na chwilę kondensator elektrolityczny 220 mikrofaradów (na schemacie podłączony linią przerywaną).

Wzmacniacz "gra" bardzo głośno (ba, potrafi i ryczeć na cały dom niemalże), ale i pożera do 50 mA, więc warto zasilać go z paluszków alkalicznych (lub jeszcze lepiej większych ogniw typu R14 czy R20, nawet tych zwykłych węglowo-cynkowych, które wystarczą na dłużej). W układzie wzmacniacza można również zastosować poczciwą baterię płaską 3R12 (4.5 V), bo i takie napięcia on toleruje.

Radyjko zasilane jest z dwóch zwykłych (niealkalicznych) paluszków, które spokojnie wystarczą na kilka tygodni (lub jeszcze dłużej, jeśli użyjemy alkalicznych). Oba układy, czyli radyjko i wzmacniacz mają niezależne źródła zasilania i nie są ze sobą spięte galwanicznie (jedynie poprzez transformator dopasowujący).

Układ ten działa u mnie już prawie 5 lat i z wielką radochą nadal go sobie słucham przez przynajmniej kilkanaście minut miesięcznie (w międzyczasie zabudowałem kolejne/inne odbiorniki radiowe z zasilaniem sieciowym, więc nie muszę "zajeżdżać" baterii). Odbiór zależy od zorientowania anteny ferrytowej (dla PR1 oś podłużna rdzenia ferrytowego powinna, przynajmniej w mojej lokalizacji, być zorientowana mniej więcej w układzie północny zachód / południowy wschód, a dla odbioru wspomnianej stacji niemieckiej z okolic Berlina w układzie południowy zachód / północny wschód). Ewentualne charczenie w głośniku (przy największej głośności) łatwo zlikwidować odpowiednim dostrojeniem (wsuwamy/wysuwamy pręt ferrytowy) lub obracając całą deską (czyli także i kompletną anteną ferrytową) w celu lekkiego osłabienia odbioru.

komplet materiałów (*.rar, 5.3 MB)

wersja niemiecja, PDF (aktualizowana "linkowo" w roku 2017) 
Marcin Perliński