poniedziałek, 13 maja 2024

Testy na egzamin hamsiarski z kolejnej zagranicy

Kiedyś wspominałem o testach adolfowych, a dziś mowa o wschodniosłowiańskich, gdzie są cztery kategorie, między innymi najwyższa pierwsza, gdzie wprawdzie przeegzaminują nas z telegrafii, ale możemy "dmuchać" potężnymi mocami oraz bardzo łatwa do zdobycia kategoria trzecia, gdzie "titawy" znać nie musimy, pytania są banalne, a zdobyte uprawnienia pozwolą nam na KF/VHF oraz UHF z mocami do 10 watów PEP.

Egzaminy zdaje się wprawdzie stacjonarnie, ale już w formie elektronicznej i są oneż naprawdę podobne do naszych polskich, czyli nie aż tak trudne i wyrafinowane "wiedzotechnicznie" jak np. szkopskie.

Osobiście uwielbiam studiować wszelakie egzaminy tego typu, bo można się z nich naprawdę wiele nauczyć, zwłaszcza w obrębie mniej lub bardziej wysublimowanej wiedzy technicznej (fizyka, elektrotechnika, elektronika, radiotechnika itp.) oraz oczywiście pod na wskroś praktycznym względem lingwistyczno-poliglotycznym.

Polecam!


(Marcin Perliński)


niedziela, 28 kwietnia 2024

Dalsze alternatywne metody trawienia PCB (Zdzisław Gałązka, 1990)

O fachowym kanonicznym oraz fakultatywnym nieco bardziej amatorskim trawieniu płytek drukowanych (PCB) była już mowa na niniejszym zablogowaniu, a dziś jedynie dalsze uzupełnienia, w tym jedno tak proste, że wystarczy odrobina soli kuchennej oraz jakiś zasilacz plus ciutka logicznego sprytu związanego z podłączaniem/mostkowaniem bieguna dodatniego do miedzi na PCB w taki sposób, aby wytrawiło się faktycznie wszystko to, co potrzeba. Zwracam uwagę na fakt, że współczesne eurokołchoźno-globalistyczne puszki po konserwach zawierają nie tylko niewielki dodatek żelaza, ale i są pokryte lakierowaną warstwą dielektryczną, więc po prostu rusz webem/łebem ... posiłkując się np. tymże lub tamtymże materiałem "elektrogalwanicznym".
 

opracowanie: Zdzisław Gałązka (MT 10/90, str. 61)

Proponuje od razu zrobić sobie prawdziwe papierowe notatki, bo jest to wiedza z kategorii „bezcenne”, czyli "must have w zeszycie".


 

(Marcin Perliński)


sobota, 27 kwietnia 2024

Werbalne polecenia wydawane koniom w językach polskim oraz teutońskim

U nas wio, prrr, wiśta i hetta/hejta, a u gazujących Adolfów z grubsza tak oto:

Użyłem określenia "z grubsza", bo w niemieckim obszarze językowym sporadycznie i regionalnie zdarzają się bardzo znaczne odstępstwa i nieregularności, czasami wręcz całkowicie przeczące przedstawionemu na moim powyższym bohomazie paradygmatowi, jednak proponuję przyjąć niniejszość jako wzorzec i nie zawracać sobie głowy regionalnymi odchyłkami.

Osoby zainteresowane powinny doczytać totoż.

Myślę, że teraz będziemy także łatwiej identyfikować różnicę między naszym wiśta i hejta, gdyż Niemcy wydając polecenie zwrotu w lewo także okazjonalnie sięgają po komendę wistbrzmiącą niemalże tak samo w obydwu językach.


(Marcin Perliński)


piątek, 26 kwietnia 2024

"Olympia" już nie tylko webarchiwowo, ale i normalnie naziemnie na CTV9

Leni Riefenstahl to postać kultowa i całkowicie niesłusznie przez pewien czas bardzo mocno prześladowana przez ludzi o mentalności karmiczno-faryzejskiej, czyli przez typowych reprezentantów mikrocefalii, przy czym osobiście czuję do tej koryfeuszki dokumentalnego kina światowego, aktorki oraz rasowej podróżniczki i niedoścignionej specjalistki od fotografii artystycznej naprawdę ogromną sympatię ze względu na całokształt twórczości, ogólną postawę życiową, a zwłaszcza z uwagi na urzekające (foto)reportaże przedstawiające niegdyś jeszcze nieskażone pierwotne autarkiczne sudańskie plemiona z okolic Gór Nubijskich, czymże zachwycałem się jako mniej więcej dwunastoletnie pacholę, gdyż "stary niedobry PRL" w epoce schyłkowego Gierka odważył się wydrukować kilkanaście zdjęć w "Magazynie Polskim", w którym się zaczytywałem spędzając wakacje w domu Moich Dziadków, Rozalii oraz Leona Nicosiów w Mlecznej.

Pełen obraz życia Leni Riefenstahl najłatwiej pozyskać z dwutomowej autobiografii, którą naprawdę czyta się niemal jak przygodową powieść:

Oryginalne pamiętniki (edycje elektroniczne lub papierowe) w języku niemieckim można bez problemu znaleźć w zależnym skomerszałym lub "hamsterującym" idealistycznym antykapitalistycznym obszarze Internetu. Osoby znające kod wschodniosłowiański mogą ponadto od ręki odsłuchać tę pozycję w postaci rosyjskiego audiobooka, dostępnego póki co całkowicie legalnie w zasobach kalifornijskich. Istnieje także polski jednowoluminowy zbiorczy przekład książkowy do nabycia drogą kupna choćby w antykwariatach (i przypuszczam, że książka powinna być warta każdej złotówki, którą za nią żądają, o ile tłumacz nie spartolił translacji). Nic nie stoi również na przeszkodzie, aby spróbować "dorwać" tę pozycję w jakiejś porządniejszej bibliotece publicznej.

Pan Bóg dał Leni Riefenstahl długie życie, gdyż zmarła w wieku 101 lat w iście kulturalny sposób, czyli po prostu we śnie.

Przed kilkoma tygodniami naziemna telewizja cyfrowa (MUX8, pasmo VHF) wzbogaciła się o nowy kanał CTV9 (obecnie już jako ViDoc TV), który emituje oraz wielokrotnie wznawia słynny dokument "Olympia", nakręcony właśnie przez "naszą Helenkę".

Zachęcam do oglądania:


część pierwsza 

część druga


(Marcin Perliński)


niedziela, 21 kwietnia 2024

"Kantyk dla Leibowitza" (1959), czyli faktyczne literackie podwaliny "Fallouta"

Se poszukaj w bibliotece, księgarni, antykwariacie czy w zasobach dostępnych elektronicznie.

źródło grafiki: Wydawnictwo Zysk 

O ile sam "Fallout" to tylko spłycona wersja dla mało zastanawiającej się nad Całością gawiedzi, to "Kantyk dla Leibowitza" jest dogłębną wyprawą na ocean filozofii, niemodnej ostatnio religii czy zwykłej pokory, kultu myślenia i pędu do nauki, dociekania, refleksji, czyli podróży ku temu, przed czym współczesna mikrocefalia popkulturowa broni się rękami i nogami.

Zwracam szczególną uwagę na wspomnienie ostatniego opata, jakie odnosiło się do tragicznego wypadku, któremu uległ jego kocurek. Kto przeczyta, od razu pojmie różnicę między współczesną wygodnicką cywilizacją śmierci a uniwersalnym zamysłem życia.

Na naszej planecie żyje podobno około 8 miliardów ludzi sapiących podwójnie. Jeśli choćby tylko jeden z nich zrozumie głębię tej dawnej publikacji, to niniejszy blogowpisek nie będzie daremną stukaniną na klawiaturze.


(Marcin Perliński)


piątek, 19 kwietnia 2024

Klaskomatowanie bez scalaków, czyli samotranzystorowo (Thomas Krüger)

Przerzutnik typu D (zwany bardziej po ludzku flip-flopem czy nawet dwójką liczącą lub "dwustanową zapadką") to coś, do czego większość współczesnych elektroników nawet "nie dotyka się" bez użycia mniej lub bardziej specjalizowanych scalaków typu 7474 (TTL, zasilić: +14/-7), 4013 (CMOS, zasilić +14/-7) lub 4017 (CMOS, zasilić +16/-8) wzgl. timera 555 (grzebykowaty "smok analog") czy wręcz mikrokontrolerów, a nawet specjalizowanych gotowych fabrycznych kupnych elektromechanicznych przekaźników/styczników dwustanowych z zapadką przełączającą styki między "onem" a "offem" naprzemiennie w pętli nieskończonej. Jeśli ilość otworów w płytce drukowanej oraz punktów lutowniczych jest mniej więcej podobna dla konceptów scalonych i dyskretnych, to zawsze warto sięgnąć po tradycyjne dyskrety, bo zrozumiemy układ, będziemy potrafili go łatwo naprawić, a jego wykonanie nie będzie wiązać się z potrzebą udania się do jakiegokolwiek sklepu czy z opłatą za wysyłkę, gdyż problem "ogarniemy" przy pomocy dowolnych zalegających na chacie starożytnych elektrośmieci, przypadkowych uniwersalnych tranzystorów "TUN" oraz mikrofoniku elektretowego wydłubanego np. z jakiejś starej "komórki" czy telefonu bezprzewodowego VHF/UHF.

opracowanie: Thomas Krüger (Hamburg), dieelektronikerseite.de

Nie daj się za bardzo zescalakować, jeśli coś da się "zrychtować" po staremu, dawnemu, normalnemu!

Aha, gdybyś miał ochotę wykonać dotykowy jednoblaszkowy włącznik ON/OFF na samych tranzystorach, np. w postaci prostej dotykowej lampki nocnej, to skorzystaj z takiegoż gotowca (znaleziono kilkanaście lat temu na stronie dianu.de, która obecnie chyba już nie istnieje).


(Marcin Perliński)

Kolejne razgawornikowanie nieprawomyślne

Język oczywiście wschodniosłowiański, zwalczany aktualnie przez wszelkiej maści poststyropiany. Prawie dwie godziny odsłuchu. Synteza TTS w zauważalnie niezłej jakości.

kozule archangielskie

Skrypt wsadowy sklecałem wiele lat temu w bardzo żmudnym procesie maszynowym, opierając się na jakimś gotowcu, którego proweniencji już nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Wyszło nieźle, tzn. gdzieś tak do 95% całości naprawdę nie ma się o co przyczepić, więc i z czystym sumieniem polecam.

Osoby określające się bardziej jako wzrokowcy mogą ewentualnie zainteresować się tymże artefaktem z czasów późnego Breżniewa. 


(Marcin Perliński)