niedziela, 24 marca 2024

Pomiar mocy audio (niezawodny Wujek Artemij)

Pomiar mocy audio nie różni się znacząco od sposobu ustalania mocy nadajnika radiowego

uproszczony (!!!) schemat układu pomiarowego oraz wzór z przykładowymi obliczeniami, pełny schemat wzmacniacza audio na LM386 znajdziesz tutaj 

Musimy mieć źródło sygnału audio o wartości/amplitudzie takiej, aby karmiony tymże sygnałem wzmacniacz mocy małej częstotliwości na wyjściu wypluwał z siebie maksymalny ryk w głośniku, przy którym nie pojawiają się zniekształcenia, czyli charczenia. Sygnał wejściowy powinien być czystym sinusem o częstotliwości 1 kHz (= 1000 Hz), co można uzyskać również z wyjścia smartfona odtwarzającego stosowny plik mp3 lub generującego sygnał dźwiękowy (sinus) z dowolnej odpowiedniej aplikacji, np. tej oto trochę rzygającej reklamami. Dla popularnego układu scalonego LM386N w konfiguracji x200 (= między nogami 1 oraz 8 dajemy elektrolita 10 µF)zasilanego napięciem 7.4 ... 8.2 V (czyli np. z dwóch połączonych szeregowo ogniw Li-Ion) i obciążonego głośnikiem 8 Ω, wzgl. cermetowym rezystorem mocy 10 Ω (5W), maksymalny sygnał wejściowy nie powodujący charczenia głośnika czy zniekształceń widocznych na ekranie podłączonego do tegoż głośnika czy rezystora obciążającego oscyloskopu wynosi około 50 mVpp (= peak-peak). Kto ma oscyloskop, to stwierdzi, że na wyjściu uzyskujemy np. 5.4 Vpp, czyli połowa z tego (Vp) wynosi 2.7. Kto nie posiada oscyloskopu, ten może użyć wykonanej samodzielnie oraz skalibrowanej nomogramowo sondy wielkiej częstotliwości (najlepiej jednodiodowej, gdyż takaż akurat niemal od razu pokaże nam wartość mniej więcej proporcjonalną do Vp) i zmierzyć napięcie na obciążonym głośnikiem lub lepiej rezystorem wyjściu LM386N. Na koniec pozostaje nam podstawić wszystko do stosownego wzoru, aby uzyskać wynik, czyli dowiedzieć się, jaką moc wypluwa nasz wzmacniacz audio. Pomiar na głośniku jest możliwy, choć niezbyt zalecany, gdyż rezystor jest bardziej eleganckim, dokładniejszym i przede wszystkim cichszym rozwiązaniem.

Proszę pamiętać, że powyższy przykład obliczenia ma w mianowniku liczbę 20, gdyż używaliśmy rezystora dziesięcioomowego. Jeśli użyjesz głośnika ośmioomowego, to trzeba będzie liczbę tę zmienić na 16 (bo 8 x 2 = 16).

Zdaję sobie również sprawę, że nie wszyscy dysponują "oscylem" czy sondą wielkiej częstotliwości. Od biedy można spróbować sięgnąć po zwykły multimetr przełączony w tryb pomiaru napięcia przemiennego (AC) i uzyskany na wyświetlaczu wynik (Vrms = Vsk) pomnożyć przez 1.41, aby uzyskać wartość Vp (= połowę z Vpp) i podstawić do wzoru. Takiej ekstremalnie uproszczonej metody multimetrowej używa wielu elektroników i jest ona wystarczająca, o ile mamy pewność, że sygnał wejściowy audio (= 1 kHz) nie wywołuje przesteru, czyli zniekształcenia na wyjściu, czyli że jest po prostu bez charczenia, co "po partyzancku" (= ze względu na brak oscyloskopu) najłatwiej sprawdzić głośnikiem oraz własnym "uchofonem", czyli podarowanymi nam przez Pana Boga uszami. Metoda multimetrowa jest dokładniej pokazana tutaj.

Zachęcam do zapamiętania sobie tej metodologii!

Pełny materiał widełny w wykonaniu Artioma Kosicyna z Tiumenia na Syberii.

Plik APK ze starszą wersją apki generującej tony. Działa bez "rzygania" reklamami (także na Androidzie 13, choć nie rozciąga się do pełnego wymiaru ekranu), o ile dla tej akurat konkretnej apki natychmiast wyłączymy autoaktualizacje oraz powiadomienia. Uwaga!!! Instalujesz na własną odpowiedzialność!!!

starsza wersja apki po natychmiastowym wyłączeniu autoaktualizacji oraz powiadomień będzie bez ścierwokapitalistycznych reklam, ale nie rozciągnie się w pełni do rozmiarów ekranu rzędu 6.5 cala i większych; instalacja z (starszego) pliku APK to teoretycznie zawsze jakieś tam ryzyko, więc osoby najbardziej ostrożne powinny raczej korzystać ze Sklepu Google Play i po prostu pogodzić się z wprowadzonymi do nowszych wersji agresywnymi pełnoekranowymi hamującymi ergonomię reklamami

(Marcin Perliński)


zapasior-widełor

sobota, 23 marca 2024

Domowy transmiterek średniofalowy (Graf/Sheets, 2001)

T5 taki sam jak T1 ... T4

Budowało to wielu radiomaniaków, więc sprawdzone. Zaletą jest możliwość wykorzystania gotowych fabrycznych kupnych dławików osiowych, a kto ambitniejszy może sobie zrobić lepsze grubodrutowe i większośrednicowe indukcyjności wysokodobrociowe, np. w postaci powietrznej na rurkach wodociągowo-kanalizacyjnych czy też na dławikowych pręcikach/ułomkach antenowych prętów ferrytowych lub nawet na rdzeniach pierścieniowych, wzgl. dwuotworowych. W VFO ma być ulepszony specjalizowany kondzior ceramiczny o podwyższonej odporności termicznej (NP0, COG, MLCC) ... lub po prostu "wpierdykniemy" strojeniowca 300 pF wydłubanego z jakiegoś starego popsutego archaicznego radiozłomu (trymer 3 ... 40 pF nie będzie wówczas potrzebny). Kondensatory oznaczone jako MYLAR to foliowce, czyli takie z dielektrykiem "plastikowym". Stabilizator 78L05 można też próbować zastąpić innym (78L06, a nawet 78L08, jeśli podniesiemy napięcie zasilania do np. 15 V) czy też wręcz stosowną diodą Zenera z rezystorem ograniczającym.

Moc wyjściowa 50 mW PEP. Antena to zazwyczaj 2 ... 3 metry przewodu. Zasięg przynajmniej 15 metrów. Głębokość modulacji dochodzi do 85%. Kondzior 2n2 na wejściu filtra wyjściowego zapewnia szerokość pasma na poziomie około 7 kHz.

Układ łatwo przerobić na krótkofalarskie pasmo 160 metrów.

Polecam, bo można wykorzystać elektrośmieci. Tranzystory "podejdą" też dowolne inne uniwersalne małej mocy małej częstotliwości o polaryzacji NPN (BC547B, BC107B, BC147B, BC238B, 9014B oraz naprawdę bardzo, bardzo, bardzo wiele innych).

Schemat po raz pierwszy pojawił się w znakomitej książce Rudolfa F. Grafa oraz Williama Sheetsa "Build Your Own Low-Power Transmitters" i był przedrukowywany w białoruskim miesięczniku "Radiomir" (11/2013) oraz w jednym z numerów naszego polskiego "Świata Radio".

Zachęcam, bo ustrojstwo zapewnia głośność i czytelność nadawania, czyli głębokość modulacji, nie gorszą od tego, co oferują "prawdziwe" komercyjne nadajniki broadcastingowe. Stabilność częstotliwościowa jest również wystarczająca do amatorskich zastosowań domowych (bo przecież raczej nie będziemy z tym biegać po mrozie czy wynosić nadajniczek na skwierczącą od upału plażę).

Na wejściu podajemy sygnał audio o napięciu 1 wolta peak-peak (poziom doprecyzowujemy potencjometrem 50 kΩ). Kable audio mają być ekranowane, napięcie zasilania stabilizowane i niskobrumowe. Można także pomyśleć o metalowej obudowie ekranującej, którą połączymy z minusem zasilania. Dodanie uziemienia lub solidnej przeciwwagi zwiększa zasięg nadawania. 

Konstrukcja jest całkowicie legalna, o ile nie "przegniemy pały" na zasadzie zbyt rozbudowanego systemu antenowego czy przesadnie zwiększonego napięcia zasilania. Nie dotyczy to oczywiście licencjonowanych krótkofalowców, którzy w Polsce w jednym z wycinków pasma 160 metrowego mogą nadawać z mocami nawet do dziesięciu tysięcy razy większymi w porównaniu z tym, co produkuje niniejsza "zabaweczka" podpięta do zaledwie 2 ... 3 metrów przewodu spełniającego rolę anteny. 


(Marcin Perliński)

uzupelniaczek-archiwałek

mocniejszy transmiter kwarcowany


czwartek, 21 marca 2024

Dekoder sygnału audio 1 kHz (1980)

O budowie klasycznej analogowej aparatury radiowej do zdalnego sterowania oraz dekodowaniu szyfrującego sygnału tonicznego nałożonego na falę nośną na niniejszym zablogowaniu była już mowa wielokrotnie, jednak o tym, że dekoder bezcewkowy (RC BPF, czyli z środkowoprzepustowym filtrem rezystorowo-kondensatorowym) można wykonać także i na zaledwie dwóch tranzystorach (bez scalaka w postaci choćby opampa) przypomniałem sobie dopiero dzisiaj, mimo że schemat przerysowałem już wiele lat temu:

źródło: "The Giant Handbook of Electronic Circuits", Raymond A. Collins, USA, 1980; porównaj z tymże czymś
Zawsze to prościej wykonać niż analogiczny dekoder dwutranzystorowy z detektorem LC, bo nie trzeba nawijać skomplikowanych cewek wielo(mili)henrowych, przeważnie na dość trudnych do zdobycia "zabytkowych" rdzeniach kubkowych z wkręcanym stroikiem, dlategoż i szczerze polecam.

Gdyby z jakichś przyczyn sygnał wejściowy audio był za słaby, to ten sam autor proponuje takie oto rozwiązanie (x 400):

A osobom potrzebującym dobrego wzmacniacza antenowego do odbiornika zdalnego sterowania, np. na pasmo 27 MHz, Raymond A. Collins rekomenduje coś takiego:

Myślę, że z powyższymi informacjami niejeden radiolutowacz stanie się bogatszy o kolejną porcję istotnych gotowych i sprawdzonych rozwiązań praktycznych.


(Marcin Perliński)


poniedziałek, 18 marca 2024

Jeszcze jeden superreakcyjniak 27 MHz (1991)

Uz około 9 woltów, stabilizowane. L1 z rdzeniuszkiem-pokręcuszkiem (około 1.56 mikrohenra; podana na schemacie ilość zwojów, tzn. 10 zwojów, zależy od przenikalności magnetycznej użytego rdzenia ferrytowego i może być moim zdaniem minimalnie za mała dla większości typowych specjalnych dedykowanych gwintowanych rdzeni montowanych w gotowych fabrycznych kupnych cewkach z rdzeniuszkiem-pokręcuszkiem, więc proponuję nawinąć nawet do 12 ... 14 zwojów). Androidowcy czytają toto.

przy 10 zwojach i bez rdzenia mamy 0.41 mikrohenra, więc po wkręceniu rdzenia ferrytowego (np. o współczynniku "mi" = 4) powinniśmy bez problemu uzyskać około 1.6 mikrohenra, czyli z palcem w nosie "wstrzelimy się" w wymagane teoretyczne uśrednione 1.56 mikrohenra (kanał 19 CB w Polsce, czyli "w zerach", jest dokładnie na częstotliwości 27.180 MHz, czyli kręcąc rdzeniem spokojnie się dostroimy)
link do apki

Antena przynajmniej 50 cm. Tranzystory T2 i T3 lepiej dać wysokowzmocnieniowe z grupy "C" (np. BC550C). Czułość typowo krzemowa, czyli dziesiątki mikrowoltów, czyli głowy nie urywa, ale można szybko sklecić podstawowy sprawdzony działający odbiornik, który da się podłączyć np. do aktywnych głośników komputerowych lub zbudować na nim dowolny układ zdalnego sterowania:

koncepcja: Ferenczi Ödön

Kiedyś na szybko montowałem i spełniał swoje zadanie w ramach prostego nasłuchu kanału 19 (z dobrą anteną ściągał mobilków w promieniu kilku kilometrów). Za T1 dałem wtedy akurat BF214. Gdyby odbiornik się wzbudzał, to można nieznacznie obniżyć napięcie zasilania. Gdyby czułość była nieznacznie niewystarczająca, to możemy to napięcie delikatnie podnieść (jednak proszę raczej nie przekraczać górnej granicy 12 woltów).

Polecam początkującym. W razie wystąpienia podejrzanie słabej czułości antenę można spróbować przepiąć na emiter T1 (poprzez szeregowy kondensator 4p7 lub bez niego)Warto także poeksperymentować z przeciwwagą.

Jeśli szukasz znacznie dokładniejszego opisu bardzo podobnego odbiornika radiopowiadamiania, którym aktualnie się posługuję, to idź tym tropem (miejski zasięg odbioru od kilku do kilkudziesięciu metrów w ramach współpracy z kilkudziesięciomiliwatowym nadajnikiem 27.145 MHz od starego zabawkowego autka RC, do 120 metrów z kilkusetmiliwatowym "puszkowcem" oraz do około 2 km przy odbiorze nośnych z mobilkowych czterowatowych radiotelefonów CB).


(Marcin Perliński)

doprecyzek


Bimetaliczny regulator temperatury w żelazku łopatologicznie dzieciakom wytłumaczony (1975)

Objaśniono na tyle wyczerpująco, żeby nie tylko zrozumieć, ale i wykorzystać praktycznie, najlepiej w oparciu o bezpieczniejsze napięcia rzędu np. 12 V i oczywiście z zachowaniem rozsądku przeciwpożarowego oraz BHP.

źródło: "Kalejdoskop Techniki" 6/1975

Jako materiał poznawczy dobre dla wszystkich bez względu na ilość lat na karku. Jako warsztatowy "majsterkowy" instruktaż praktyczny tylko dla osób dorosłych, czyli nie dla współczesnych dzieci i młodzieży

Osoby młodsze powinny bezwzględne omówić zagadnienie z nauczycielem fizyki lub "zetpetowcem". Zalecana także konsultacja z elektrykiem z uprawnieniami (zwłaszcza w przypadku prób praktycznych, polegających na samodzielnym wykonaniu termoregulatora wyrzeźbionego z zespolonych dwóch pasków blachy o różnych współczynnikach rozszerzalności termicznej).

Mocno zachęcam do studiowania! Trochę mniej do majstrowania ...


(Marcin Perliński)


niedziela, 17 marca 2024

Żyletkowy kompas fluidowy (1965)

Najlepsze możliwe kompasy turystyczne, w niczym nie ustępujące temu, czym dysponują tylnofrontowe "razwiedkowe" siły specjalnego przeznaczenia, produkowano w NRD i można je było nabyć w sklepach Centralnej Składnicy Harcerskiej w końcowej fazie istnienia PRL. Były to czarne plastikowe otwierane prostokątne pudełkowate papierośnicopodobne busole fluidowe z lusterkiem, linijką, sznureczkiem naszyjnym, szczerbinką celowniczą oraz elementami fosforyzującymi. Kosztowały bardzo dużo (w maju roku 1989 w okolicach 4500 złotych, czyli mniej więcej połowę ówczesnej ceny typowego popularnego diorowskiego skrzynkowego odbiornika radiowego zbliżonego do klasy/serii "Śnieżka" oraz "Kalenica"), ale i potrafiły naprawdę sporo, bo z dobrą mapą i w rękach osoby dokładnie przestrzegającej załączonej spolonizowanej pomarańczowookładkowej instrukcji umożliwiały wyznaczenie azymutu z dokładnością tak imponującą, że odchyłka przełajowej górskiej zalesionej skalistej i ukrzakowionej marszruty na dystansie np. 5 kilometrów rzadko przekraczała kilkanaście metrów (potwierdziłem eksperymentalnie na "hardcorowej" przełajowej trasie pieszej Rościszów ⇄ Kroacka Studzienka w Górach Sowich).

na osiemnastkę Mój Tato, Bronisław Perliński, podesłał mi 5000 złotych, za które nabyłem taki kompas, a od Mojej Mamy, Elżbiety Perlińskiej, dostałem "Śnieżkę" (za około 9000 złotych); było to w roku 1989

Fluidowość to zawieszenie ustroju magnetycznego w środowisku cieczowym (np. w wodzie lub oleju), zrealizowane w sposób eliminujący niemalże do zera jakiekolwiek tarcie, czyli opory mechaniczne oraz wynikająca z tegoż redukcja ewentualnych drgań, na jakie narażona jest igła kompasu, więc i przyrząd zyskuje na dokładności oraz niezawodności.

Na niniejszym zablogowaniu o kompasach oraz wyznaczaniu kierunków geograficznych była już mowa wielokrotnie. Dzisiejszy wpisek odnosi się do idei "samorobnej", czyli "majsterkowej", czyli DIY, nie nadającej się jednakże raczej dla współczesnych dzieci i młodzieży ze względu na ryzyko "pochlastania się" żyletką:

źródło: "ABC Techniki" 4/1965

Precyzji działania i komfortu użytkowania typowego dla fabrycznych busol z obrotowym pierścieniem oraz lusterkiem nie osiągniemy, ale do zwykłych wędrówek pieszych oraz przybliżonego wyznaczania azymutu taki "samowyrobek" w zupełności wystarczy i na pewno sprawi więcej zadowolenia niż zakup fabrycznego "gotowca".

Polecam! 

doprecyzowanie dla Star Trek Generation Next: żyletka (osobiście po namagnesowaniu pokryłbym ją jeszcze ewentualnie dodatkową kolejną ponadnormatywną zapasową redundancyjną warstwą antykorozyjną, gdyż współczesna chińszczyzna nie jest już aż tak bezsprzecznie nierdzewna jak wyroby z dawnego świata)


(Marcin Perliński)


sobota, 16 marca 2024

Zasilacz stabilizowany dwunapięciowy na dyskretach (Jura Jakimow z Irkucka, 2001)

źródło: "Радио" 5/2001

Trafo o odpowiednio dobranym napięciu oraz mocy wypluwczej, mostek na diodach prostowniczych (np. 4 x 1N4007), kondzior wygładzający (plus elektrolita łączymy wyjątkowo do masy zasilacza!!!) i dwa robione "na piechotę" stabilizatory. Zenerki dajemy np. na około 6 V oraz na mniej więcej 8 V (nie są to wartości krytyczne, bo i tak to sobie dokładnie ustawimy "peerkami"). Tranzystory mocy PNP, np. BD136 lub BD140, zaradiatorowane. Rezystory R1 oraz R2 półwatowe. Zasilacz ma plus na masie!!! 

Nadaje się toto jako podmoduł, np. do własnego wystrugu odbiorników radiowych, wymagających dwóch odrębnych niezależnych napięć stabilizowanych (5 oraz 9 woltów) nawet i o ciut konkretniejszym amperażu (np. od kilkudziesięciu do kilkuset miliamperów). Do każdej diody prostowniczej tworzącej mostek Graetza można równolegle dolutować kondensator o pojemności rzędu 22 ... 100 nF, dzięki czemu uzyskamy zasilanie mocno odbrumione, czyli nasze wzmacniacze audio czy radyjka raczej już nie będą upierdliwie "buczeć".

Wielu się pewnie zastanawia, po co komuś taki układ, skoro można zastosować popularne 7805 czy 7809 (względnie 78L05 czy 78L09)? Odpowiedź jest prosta! Po gotowe stabilizatory scalone trzeba się "kopnąć" do sklepu, a dyskrety można wydłubać nawet z archaicznych pięćdziesięcioletnich elektrośmieci, przy czym pozornie i rzekomo "trudno dostępne" zenerki dają się skutecznie zastąpić naprawdę na baaardzo wiele sposobów. 

Układ dysponuje elementarnym archaicznym, acz skutecznym, zabezpieczeniem antyzwarciowym, (= nadprądowym) w postaci odpowiednio dobranego (jednorazowego) szklanego rureczkowego bezpiecznika topikowego, przy czym nic nie stoi na przeszkodzie, aby zastosować współczesny wielorazowy bezpiecznik polimerowy.

Przerysuj do zeszytu! Zawsze się przyda!


(Marcin Perliński)


inna sprawdzona konstrukcja (jednonapięciowa), którą zrobiłem w dzieciństwie i polecam

piątek, 15 marca 2024

Najpełniejsza i bezbłędna definicja życia jest znacznie prostsza od tego, co sądzi większość uczonych i filozofów

Zamiast katować się bezsensownymi deliberacjami, zapamiętaj łaskawie poniższe zdanie:

Życie jest formą trwania energii, realizowaną po prostu z nudów i ciekawości, a ponieważ materia jest tylko specyficznym stopniem istnienia energii, to za żywy należy uznać także kamień, piach, dom, cegłę, śrubę, węgiel, diament, tranzystor, książkę, zwierzę, roślinę, byt materialny i niematerialny czy wirtualny, a nawet światło, ciepło, wiatr, wodę, gaz, promieniowanie, planetę, myśl, galaktykę, wszechświat, Pana Boga, pustkę, próżnię, entropię, dumę, pokorę, porządek, zero bezwzględne, multiwersum oraz to, w czym owa wielowymiarowość się zawiera, czyli absolutnie wszystko.

Jeśli jesteś zagorzałym zwolennikiem materializmu, możesz na swym tylko chwilowo i dobrowolnie ograniczonym poziomie przyjąć poniższe wywody, jakżeż typowe dla paradygmatu klasycznego konserwatywnego "szkiełka i oka":

źródło: "Mała encyklopedia przyrodnicza", PWN, wydanie drugie, Warszawa 1962, str. 524

Powyższy skan całkowicie wpisuje się w mój własny wcześniejszy nadrzędny "perliński dogmacik", który dla przejrzystości oznaczyłem kolorem czerwonym.

Jeśli nie "zatrybiłeś" powyższości, to nic nie szkodzi, bo prędzej czy później dojdziesz do tych samych wniosków niezależnie od tego, czy zajmie Ci to dni, miesiące, lata, wieki czy eony. 

Czas i przestrzeń to i tak tylko tymczasowa "robocza" iluzja, więc nie masz się czym przejmować, bo zdążysz na pewno!


(Marcin Perliński)




czwartek, 14 marca 2024

Proste homodyny na pasmo 80 lub 160 metrów, czyli wyczynowy silnik w "maluszku" (TCA440 = UL1203 = A224D = К174ХА2)

TCA440 to legendarny 34-tranzystorowy kultowy scalak z "dawnego normalnego analogowego świata", wymyślony już niemal pół wieku temu przez zachodnioniemieckiego Siemensa oraz "tłuczony" na zasadach licencyjnych (lub i bez nich, czyli na tak zwany "krzywy ryj") jako A224D (RFT w "enerdowie"), UL1203 przez nasze "CEMI" czy К174ХА2 w zielonogradzkich kombinatach "Mikron" oraz "Angstrem" (od roku 1996 już jako wyodrębniony  "zwykłoscalakowy" zakład "Elektronika i Swiaz" w Woroneżu) lub aktualnie i krótkoseryjnie nadal przez "majfriendów" z ChRL. Na układzie tymżeż można budować najwyższej jakości czułe (= pojedyncze mikrowolty) selektywne oraz względnie niskoszumne odbiorniki superheterodynowe AM, zdolne do pracy na częstotliwościach np. do 30 MHz, czyli obejmujące zakres fal bardzo długich (VLF), długich (LW), średnich (MW) oraz krótkich broadcastingowych (SW), z popularnym zakresem "cymbałkowym" (27 MHz) włącznie. Po dodaniu BFO, czyli generatora zdudnieniowego,  można również uzyskać demodulację telegraficzną (CW) czy jednowstęgową (SSB), co szczególnie może spodobać się krótkofalowcom-konstruktorom, a dzięki równie prostemu, także jednotranzystorowemu, wzmacniaczykowi oporowemu można do tegoż czegoś dodać cyfrową skalę częstotliwości (oczywiście taką z offsetem, np. plus/minus 455 kHz czy plus/minus 10.7 MHz, względnie z dość typowym "cymbałkowym" plus/minus 9 MHz), a nawet dokooptować kwarcową stabilizację heterodyny czy bardziej złożony układ syntezera PLL (np. dla zakresów CB z tzw. wysoką pośrednią w okolicach 10.7 MHz). Projekt płytki do tegoż syntezera znajdziesz tutaj. Aha, istnieje także inny syntezer dla odbiorników CB z tzw. niską pośrednią w okolicach 455 kHz.

Mamy więc do dyspozycji silnik iście "mercedesowy", aczkolwiek niejeden radiolutowacz "odpala go na pół gwizdka", aby zamiast superheterodyny, czyli odbiornika z pełną klasyczną pośrednią przemianą częstotliwości (z przedwzmacniaczem antenowym, oscylatorem, mieszaczem, wzmacniaczami p.cz. oraz ARW i wbudowanym źródłem napięcia odniesienia) uzyskać "zaledwie" uproszczoną homodynę (również z przedwzmacniaczem antenowym oraz z lub bez ARW). Niejeden polski radiomaniak zapewne sklecał na TCA440 ekstremalnie uproszczony odbiornik pierwszego programu Polskiego Radia, działający na zasadzie wzmocnienia bezpośredniego z ARW, który jakością odbioru niemal w niczym nie ustępuje luksusowym fabrycznym wyczynowym superheterodynom z podwójną przemianą częstotliwości. Jeśli ktoś byłby nim zainteresowany, to niechaj zajrzy także do tegoż opisu.

Wróćmy jednakże do meritum niniejszego blogowpisu i spójrzmy na naszą sprawdzoną rodzimą konstrukcję z czasów jaruzelskich:

opracowanie: Andrzej Janeczek (SP5AHT), źródło: "Biuletyn PZK" 3/1988

Pełny archiwalny opis powyższego konceptu można zassać tutaj.

Podobnie uproszczoną inkarnację dla terenów okołosyberyjskich opracował, przetestował oraz rozpopularyzował Wiktor Timofiejewicz Poljakow we własnej osobie (publikacja w miesięczniku "Радио" 12/1997):
Odbiornik Poljakowa to propozycja dla najbardziej początkujących konstruktorów-nasłuchowców, którzy po podłączeniu bateryjki dziewięciowoltowej, czułych słuchawek wysokoomowych (2 x 2 kΩ) oraz anteny typu DWZO (= drut wyrzucony za okno) uzyskują możliwość oswojenia się z amatorskim pasmem 160-metrowym (formalnie 1810 ... 2000 kHz, tenże RX, z takimi, a nie innymi indukcyjnościami, akurat dokładnie w zakresie 1830 ... 1930 kHz). Co ciekawe wielu majsterklepków do odbiornika powyższego dodawało dwutranzystorowy wzmacniacz audio, wysterowujący popularne współczesne "walkmanowe" słuchawki niskoomowe (2 x 32 Ω) lub nie szło na skróty i dołączało rozsądniejszy wzmacniacz głośnikowy (np. na LM386) czy kolejne udogodnienia w postaci pełnej pętli ARW, wskaźnika wysterowania itp. Wszelakie potrzebności znajdziesz w paczuszce zbiorczej, poświęconej właśnie konstrukcji Poljakowa oraz jej forkom. Przy okazji chciałbym wspomnieć o ciekawej modyfikacji słowackiego krótkofalowca Igora Froli (OM3ZUG), polegającej na dodaniu jeszcze bardziej skutecznego amplifiltra LC, co w radykalny sposób dodatkowo obniża niepożądane szumy w torze audio oraz zasadniczo podnosi komfort odsłuchu.

Zachęcam do poszerzania horyzontów wiedzy oraz być może i sprawiającego "wiele radochy" majsterkowania!

Osobom chcącym pogłębić zagadnienie rekomenduję paczuszkę dodatkową z pozostałymi projektami typu odbiorniki, TRX, konwerter itp. Być może zainteresuje Cię jeszcze to coś.

Na niniejszym zablogowaniu nawiązanie do TCA440 pojawiło się już wcześniej w tymże oto wpisku.





(Marcin Perliński)




środa, 13 marca 2024

Rarytasy RX-owe z pierwszych wydań "ABC Krótkofalowca" Krzycha Słomczyńskiego SP5HS (1975 ... 1977)

Były sobie wydania pierwsze oraz pierwsze poprawione. Jest to o tyle rzadkie i unikatowe, że w Internecie nie brakuje dostępnych bezpłatnie archiwalnych digitalizacji wydania drugiego i trzeciego czy nawet późniejszych dodruków, jednak najtrudniej zdobyć te edycje naprawdę "najpierwsiejsze". Za najbardziej miarodajne i faktycznie sprawdzone oraz powtarzane przez licznych radiomaniaków należy uznać to, co znajduje się w folderze głównym rarpaczki (odbiornik zawierający opampa 741) oraz uwspółcześnioną wersję forkową na aktualnie oferowanych toroidach proszkowych "amidonowatych" (z wzmacniaczem audio na LM386).

koncept pierwotny: ARRL, polska zajawka oraz rekompilka: Krzysztof Słomczyński (SP5HS)

Już się biorę za przerysowywanie do zeszytu, bo mnie to sakrucko ciekawi, więc i innym polecam (z arcyinteresującą przystawką UKF włącznie, bo i ona się "załapała" na jednym ze skanów, dokładniejszy opis wykonania i uruchomienia przystawki także tutu).


(Marcin Perliński)


wtorek, 12 marca 2024

Jajcowanie świeżo-nieświeże (test tonięcia lub wybicie na spodeczek, 1956)

Dawne sprawdzone praktyczne proste metody badawcze:

źródło: "Chemia praktyczna dla wszystkich" (wydanie pierwsze, 1956, str. 376)

Generalnie zachęcam do wertowania starej i obecnie trochę już nieprawomyślnej archiwalnej literatury naukowej, poradnikowej, branżowej/specjalistycznej itp.


(Marcin Perliński)

niedziela, 10 marca 2024

Cynk, węgiel, woda, salmiak, czyli sam se rób ogniwa elektryczne (1964)

Porządniejszych baterii cynkowo-węglowych (np. R20) przenigdy się nie pozbywam, gdyż są źródłem cennych "skarbów" materiałowych typu pałeczki węglowe czy blaszka cynkowa. Stare baterie cynkowo-węglowe (nie mylić z alkalicznymi!!!) przy odrobinie samozaparcia można zregenerować poprzez wymianę starego przereagowanego żelu salmiakowego na nowy świeży (urobiony z wodą w celu uzyskania papki) lub po prostu wykonać z nich całkiem nowe ogniwa. W obydwu sytuacjach niezbędne będzie zdobycie sproszkowanego salmiaku, a koncepcję "robimy od zera" dawny przedzeszmaceniowy proidealistyczny ultraedukacyjny świat realizował takimż otoż fortelem:

źródło: "ABC Techniki" (3/1964)

Stara zapomniana wiedza majsterklepna!

Skonsultuj się z nauczycielem chemii lub fizyki, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości. Zużyte odczynniki deaktywuj/zobojętniaj lub utylizuj zgodnie z przepisami wewnątrzkołchozowymi!!!

Zachowaj ostrożność!!! Projekt absolutnie nie nadaje się do samodzielnego wykonania przez współczesne dzieci oraz młodzież!!!

Osoby dorosłe zachęcam do eksperymentowania lub przynajmniej do zaopatrzenia się w salmiak, gdyż może się przydać (także jako pomoc ułatwiająca lutowanie).

A tutaj alternatywny projekt na bazie siarczanu miedzi.


(Marcin Perliński)


sobota, 9 marca 2024

Dawne klasyczne analogowe radiowe zdalne sterowanie (RC) → dekoder toniczny 390 Hz / 1100 Hz na opampie (np. 741) i elementach RC (Andrzej Janeczek, 1984)

Takiż koncept dla 390 ... 400 Hz:

opracowanie: Andrzej Janeczek ("Radioelektronik" 10/1984)

A kto chciałby wyczulić powyższość na sygnał toniczny 1100 Hz, ten powinien zmienić wartość kondziora C18 na 10 nF oraz rezystorek R13 zmniejszyć do wartości 390 kΩ, a kondziory C17 i C19 zredukować do 4.7 nF. Rezystorek R16 można "obciąć" do około 12  lub pozostawić bez zmian.

I tak to właśnie prosto działa!!!

Prawdopodobnie lepsze i prostsze niż trochę kłopotliwe dekodowanie LC (alternatywny ciekawszy układ z dekodem LC) czy poprzez dość obecnie trudny do zdobycia "grzebyczek 567", względnie bardzo niezalecane zrezygnowanie z szyfrowania tonicznego (na zasadzie elementarnej reakcji na istnienie lub brak nośnej).

Pełna publikacja z koderem i dekoderem, nadajnikiem 27 MHz (100 mW) oraz czułym (3 µV) odbiornikiem superheterodynowym, umożliwiającym osiągnięcie zasięgów (podobno*) do 200 ... 300 metrów, dostępna tutajże.

* w XXI wieku "zasyfienie" elektrosmogowe w okolicach krótkofalowych pasm amatorskich oraz "cymbałkowych" jest tak potężne, że będzie można mówić o szczęściu, jeśli na gęsto zabudowanych obszarach miejskich uzyskamy zasięgi rzędu 100 ... 150 metrów

Polecam!

 

(Marcin Perliński)




poniedziałek, 4 marca 2024

Przetestowana sprawdzona radiobojka 145 MHz (UA9LAQ, 1998)

To coś zaprezentował zachodniosyberyjski krótkofalowiec Wiktor Biesiedin (UA9LAQ) w numerze 2/1998 periodyku "KW Żurnał" na stronach 46 i 47, a dowiedziałem się o tymżeż projekciku z tegoż otoż jutubnego zakanałowania

Tranzystor nie musi być germanowy, bo krzemowiec wysokoczęstotliwościowy także tu się sprawi. Dioda Zenera (na 8 wolt) nie jest obowiązkowa, o ile dostarczymy napięcia już stabilizowanego. Na "dzień dobry" układ produkuje "cichą" nośną 145.5 MHz (trzynasta harmoniczna kwarcu). Jeśli podamy napięcie wyższe niż 8 V (np. z zakresu 9 ... 12 V, gdyż pominiemy "zenerkę") oraz "olejemy" kondensator odsprzęgający 330 nF, to układ nawet całkiem pożytecznie się wzbudzi dwuharmonicznym piskiem audio (3 kHz wymieszane z "siorbaniem" 11 kHz), dzięki czemu w sposób niezamierzony uzyskamy praktyczny i potrzebny marker audio, czyli akustyczną radiolatarnię. 

Z dobrze dobraną i odpowiednio wysoko zawieszoną anteną majaczek niniejszy ma szansę być słyszalny na dystansie nawet do kilkuset metrów, jednak jego głównym przeznaczeniem jest rola markera czy kalibratora częstotliwości, przydatnego np. w trakcie budowy i uruchamiania (= strojenia) odbiorników na pasmo dwumetrowe.

Jeśli nie dysponujemy drutem srebrzonym, zalecanym do wykonania cewki L1, to "z palcem w nosie" możemy użyć "zwykłego" miedzianego.

Zachęcam do wykonania!


(Marcin Perliński)


materiały źródłowe 

niedziela, 3 marca 2024

Miernik/wskaźnik ESR kondziorów elektrolitycznych (4069 lub 4049 lub inne inwertery)

Co to jest to całe ESR, se można domózgowić tutaj


Zamiast 4069 po uwzględnieniu innego pinoutu można też "zapakować" 4049 lub inne bramki inwertujące. Diody niekoniecznie germanowe, bo i pospolite 1N4148 też powinny dać radę. Zasilanie 5 ... 6 V najprawdopodobniej również spox "styknie", oczywiście stabilizowane. Konstruktor tegoż konceptu, niejaki Artiom Kosicyn z Tiumenia na Syberii, na adekwatnym filmiku prezentuje wiele testów i tylko dwa jego kondziory mają podobno "niedobre" (= za wysokie) ESR. Chodzi o "elektrolita" 10 mikrofaradów na 50 V, który wykazał aż 2.4 Ω (podczas gdy rzekomo "nie powinien" przekraczać 1.6 Ω). Drugi naprawdę żenująco "negatywny" przypadek to spuchnięty/wybrzuszony kondziorek 2200 mikrofaradów na 6.3 V, który zamiast "rekomendowanych" 0.1 Ω wykazał faktycznie ekstremalnie "niedobre" ESR na poziomie aż 1.3 Ω.

Kalibracja układu to wpięcie zamiast testowanego kondensatora rezystora jednoomowego (1 Ω), podłączenie multimetru ustawionego na zakres miliwoltowy oraz takie wyregulowanie potencjometrem, aby na wyświetlaczu zobaczyć wartość jednego miliwolta. Dla pewności można później w to samo miejsce "zapiąć" oporniczek 4.7 Ω, powodujący pojawienie się wyniku 5.4 mV.

Przyrządzik nie jest kosmicznie liniowy, ale do szybkiego "wyczesywania" najbardziej "skaszanionych" kondensatorów elektrolitycznych całkowicie miarodajny i wystarczający.

Na schemacie ideowym znajduje się także oznaczony linią przerywaną dodatkowy kondensator 10 nF (= 10 000 pF) — "doczepiany" równolegle do pojemności 100 pF. Korzystamy z niego tylko w sytuacji, jeśli chcemy przekształcić tester ESR w miernik pojemności kondensatorów elektrolitycznych, najlepiej sprawujący się w zakresie od 47 do 470 mikrofaradów.

Jest to sprawdzony konstrukt. Osobiście korzystam z bardzo podobnego, choć nie identycznego  samorobnego testera ESR.

Polecam tylko osobnikom, którzy tegoż autentycznie potrzebują. Innym nie polecam, ponieważ przyrządy typu oscyloskop, wobulator czy miernik ESR nie są czymś, co anglosaskie przodozgryzy określają mianem "must have". 

Niskie ESR jest istotne jedynie w układach wysokoczęstotliwościowych większej mocy (np. w przetwornicach, falownikach, zasilaczach impulsowych itp.). W pozostałych zastosowaniach nawet "nieciekawy" kondensator elektrolityczny raczej zadowalająco sobie poradzi, o ile jest szczelny, nie rozlany, nie wybrzuszony oraz nie zwarty wewnętrznie, czyli kiedy posiada jako-taką pojemność, która nie odbiega radykalnie od tego, co nadrukowano na jego obudowie. Z tym całym ESR jest tak samo jak z radiowariackim SWR (trochę większe nie jest tragedią, o ile "nie przegniemy pały").

Aha, drugą nóżkę testowanego kondensatora elektrolitycznego podłączamy oczywiście do masy.

Koncept powyższy łatwo również przekształcić w niezłej jakości miliomomierz.


(Marcin Perliński)



Źródłowy materiał w języku rosyjskim plus mirrorek widełny, opracowanie: Artiom Kosicyn (YT).


jeszcze prostsze testowanie ESR