sobota, 25 listopada 2023

Bardzo historyczny kondensator powietrzny kątowy to mocno zapomniana prymitywna "odsiekierna" prostota, która ... po prostu działa (1928)

Nie zamierzam wychwalać pod niebiosa, bo liniowość czy logarytmiczność oraz dobroć takiej konstrukcji może być mniej lub bardziej "koślawa", jednak biorąc pod uwagę, że pochodzi totoż z czasów pionierskich radiotechniki, a ludzie ówcześni nie mieli dostępu do zaawansowanych materiałów i narzędzi, należy oddać tej koncepcji pełny należyty szacunek:

źródło: Władysław Jankowski "Podręcznik radjoamatora" (Lwów 1928)

źródło: Władysław Jankowski "Podręcznik radjoamatora" (Lwów 1928)

Pierwsze, co mi przychodzi do głowy w momencie spoglądania na takie ustrojstwo, to próba "nadawczego" wykorzystania w ramach budowy najtańszej możliwej skrzynki antenowej (i to nawet całkiem sporej mocy, o ile zadbamy o odstępy izolacyjne). Przypominam wszelkim potencjalnym radiomaniakom, że przy wyższych mocach mamy także i wyższe napięcia wielkiej częstotliwości, które "mniej kopią czy zabijają", a bardziej "grzeją i smażą", bo powyżej stu kiloherców energia płynie nie "przez ciało na wskroś", a po jego powierzchni, co (zwłaszcza powyżej 50 woltów peak-peak) może powodować oparzenia (prądami w.cz.), martwicę, poczernienie i obrzęki tkanek. Większe moce to większa odpowiedzialność za siebie i za innych!!! Jeśli coś się wydarzy, to długo moczymy paluszka czy dłoń w zimnej wodzie, a kiedy paskudny stan nie ustąpi, udajemy się do lekarza modląc się do Pana Boga, żeby nie trafić na młodego smartfoniarza, który o prawdziwych "radiowych" małopowierzchniowych punktowych oparzeniach wielkiej częstotliwości wie tyle samo, co ja "ogarniam" na temat sekwencjonowania genomu Yeti.

Robiłem wstępne próby i póki co są dość obiecujące.

A na wypadek zdarzeń apokaliptycznych taka wiedza może okazać się bezcenna.

doczytaj także tutu


(Marcin Perliński)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz