wtorek, 30 września 2025

"Kryminały pokryte pleśnią" → krzyże pokutne na ziemi dzierżoniowskiej (1962)

krzyż pokutny w Niemczy
 

Kryminały pokryte pleśnią

 

Cała prawie ziemia śląska usiana jest starymi kamiennymi krzyżami. Krzyże są niskie, zmyte przez deszcze, mają jednakowej długości ramiona, sterczą tuż przy ziemi, bez podmurowania. Przeważnie nie wiemy nic o ich powstaniu: kto, kiedy i w jakim celu je wznosił. Większość prawdopodobnie pochodzi z wieku XV. Kamienne krzyże rzadko noszą jakiś napis, datę czy imię ludzkie. Ozdobione są za to wyżłobionym, prymitywnym rysunkiem miecza, topora, noża, sierpa.

Przypuszczamy, że są to tak zwane „krzyże pokutne". Wznoszono je jako wyraz skruchy i pokuty za popełnioną zbrodnię. Zwada przy kielichu, zemsta, nie odwzajemniona miłość, chęć zdobycia majątku pchały nieraz ludzi do morderstwa. Sprawca zbrodni ponosił oczywiście karę przed instancjami ziemskimi, lecz na tym się nie kończyło. Groziło mu przecież potępienie wieczne, a strach przed nim był w średniowieczu potężny. Biedny grzesznik odprawiał pokutę kościelną, a często, jeśli mu na to pozwalały środki, wznosił w miejscu zbrodni kamienny krzyż. Imienia swego na nim raczej nie umieszczał — z pokory, unikał też daty. Chętnie natomiast polecał żłobić na krzyżu wizerunek narzędzia, którym dokonał zbrodni.

Minęły wieki. Świat się zmienił, ale krzyże zostały. Na ziemi dzierżoniowskiej spotykamy ich ponad dwadzieścia. Z każdym „wieść gminna" związała jakieś krwawe podanie.

W Piskorzowie przy murze tamtejszego kościoła stoi kamienny krzyż z wyżłobionym znakiem sierpa. Podanie głosi, że na łąkach pod wsią doszło niegdyś do walki dwóch dziewcząt na sierpy. Przyczyną sporu był przystojny parobczak, umizgający się do obu dziewcząt naraz. W pewnej chwili jedna z nich, ugodzona sierpem w serce, padła na ziemię. Morderczyni poniosła zasłużoną karę, a jej rodzina wystawiła krzyż. Podanie osnute na tym samym motywie dotyczy krzyża znajdującego się w polu między Kiełczynem a Książnicą.

Pewnego dnia jechał przez Uciechów w kierunku wsi Prusy bogaty kupiec z Wrocławia. Towarzyszył mu sługa, zwerbowany w Uciechowie. W pewnej chwili chłopak rzucił się na pana w zamiarze przywłaszczenia sobie jego mocno wyładowanej kiesy. Kilkoma ciosami żelaznego pręta w tył głowy pozbawił go życia, a sam pierzchnął. Zbrodnia się wkrótce wykryła, parobka przychwycono i ścięto w Uciechowie. Mieszkańcy wsi dla przebłagania niebios wystawili krzyż na miejscu zbrodni. Gdy budowano tu szosę, krzyż przeniesiono i ustawiono nie opodal wejścia na cmentarz kościelny.

W niespokojnych latach wojny trzydziestoletniej maruderzy napadli, zamordowali i obrabowali w Słupicach pewnego rzeźnika, który przejeżdżał tędy na targ bydlęcy w Sobótce. Na miejscu zbrodni wystawiono krzyż. Ludność miejscowa opowiadała, że o północy przy krzyżu ukazuje się niekiedy duch zamordowanego.

Podczas wojny trzydziestoletniej we wsi Włóki kwaterował oddział huzarów cesarskich. Dwaj spośród huzarów byli szczególnie dokuczliwi, rabowali, co wlezie i płazowali pałaszami. Pewnego dnia chłopi z Włók przytrzymali ich na drodze prowadzącej do Dzierżoniowa. Pod ciosami kijów obydwaj żołdacy wyzionęli wkrótce ducha. Dowódca pułku postanowił w odwecie spalić wieś. Do tego jednak nie doszło, gdyż za winnymi samosądu wstawili się księża z kościoła Św. Krzyża we Wrocławiu, ówcześni właściciele Włók. Skończyło się na wysokiej grzywnie i wystawieniu przez chłopów pokutnego krzyża na miejscu zbrodni.

Późnym wieczorem wracał z karczmy do domu chłop z Tuszyna. Był zamroczony, ale trzymał się jeszcze mocno na nogach. Niespodziewanie spotkał sąsiada, z którym miał od dawna na pieńku. Od słowa do słowa — przyszło do bójki. Pijak wyjął nóż i pchnął nim przeciwnika w serce. Sędziowie byli łagodni, wymierzyli niewielką karę więzienia, a nadto polecili zapłacić odszkodowanie wdowie po zabitym i wznieść krzyż pokutny. Gdy rozbudowywano wieś, krzyż został wmurowany w ścianę magazynu straży ogniowej.

W Jaźwinie Dolnej odbywało się huczne wesele. Orszak rozochoconych gości z nowożeńcami na czele paradował uroczyście przez drogę wioskową. Nagle panu młodemu wpadł w oczy pokonany konkurent. W głowie szumiał mu wypity trunek. Zdawało mu się, że idąca obok niego młoda żona spojrzała jakimś szczególnym wzrokiem na swego dawnego wielbiciela. Nowożeniec, niewiele myśląc, wyciągnął z zanadrza nóż i wbił go w pierś przeciwnika. Powstało ogólne zamieszanie i krzyk. Pan młody błyskawicznie otrzeźwiał. Odskoczył kilkoma susami i pognał w kierunku Ślęży, do lasu. Nie zdołano go dognać. Zginął jak szpilka w sianie. Po kilku miesiącach kobiety z Jaźwiny zbierały rankiem jagody. W pewnej chwili natknęły się na dyndającego wśród gałęzi wisielca.. Był to sprawca zabójstwa. Krzyż w pobliżu kościoła w Jaźwinie jest pamiątką krwawego wydarzenia.

Zazdrością kierował się również ów czeladnik rzeźnicki, który przed wiekami zasztyletował piękną córkę kowala z Sieniawki. By ukryć swą zbrodnię, wrzucił trupa do pobliskiego stawu, a sam uciekł w nieznanym kierunku. Podanie może jest tworem fantazji, ale krzyż pokutny w Sieniawce istnieje w rzeczywistości.

Sądy nie doszły zapewne nigdy, w jakich okolicznościach na drodze w Piławie Dolnej zamordowano człowieka. O dokonanie zbrodni podejrzewano kilku mieszczan dzierżoniowskich i nawet przeprowadzono tak zwaną „próbę przy marach", konfrontując podejrzanych z ciałem nieboszczyka. Ale i to nic nie dało. Zagadka pozostała zagadką. O zajściu tym świadczyć ma istniejący tam dotąd krzyż pokutny.

Przy kościele w Piławie Górnej znajduje się również krzyż pokutny. Wznieśli go podobno skruszeni zabójcy pewnego ewangelickiego kaznodziei, zamordowanego w szale nienawiści religijnej. Ludzie szeptali przez wieki, że w każdą rocznicę śmierci zamordowany pastor wchodzi na kazalnicę i wygłasza płomienne przemówienie przeciwko tym wszystkim, którzy gnębią ludzi innej wiary.

Szczególną a bolesną wymowę posiada krzyż w Bielawie Górnej. W czas nieurodzaju panował niegdyś straszny głód w okolicy. Susza wypaliła wszystkie plony, ludzie jedli korę z drzew i pokrzywy. Na drodze w Bielawie dwaj chłopcy znaleźli kawałek suchego chleba. Pokłócili się przy jego podziale. Jeden z nich dźgnął nożem drugiego. Młodocianego mordercę ukarano dotkliwie, a gdy poprawiły się czasy i było pod dostatkiem jedzenia, mieszkańcy Bielawy Górnej wystawić kazali krzyż kamienny na pamiątkę zbrodni i lat głodowych.

Nie dochodząc do budynku szkolnego w Niemczy, spotykamy kamienny krzyż ze znakiem topora. Legenda głosi, że w dawnych czasach książę piastowski, rezydujący w Brzegu, postanowił zbudować sobie w Niemczy okazały zamek. Robota trwała lata, a prowadził ją znakomity mistrz z Italii. Mistrz nie był młody, ale młode miał serce i uganiał się za niewiastami. Zwrócił uwagę na piękną dziewczynę jednego ze swoich czeladników. Miał niemało dukatów i potrafił skusić płochą. Zdradzony młodzieniec pomścił się srodze na krzywdzicielu. W czasie pracy nad wznoszeniem zamku rozrąbał toporem głowę swemu mistrzowi. Gnił za to przez lata w lochach, a gdy je opuścił, włożył pokutnicze szaty i pędził życie jako pustelnik. Był uzdolnionym kamieniarzem i własnoręcznie wyciosał krzyż.

Kto może jednak ręczyć za autentyczność tych dość ponurych historyjek?


źródło: Bolesław Zublewicz (red.) „Na Ziemi Dzierżoniowskiej“ , Wrocław 1962, str. 17 ... 23

digitalizacja: Marcin Perliński (2025)

 

Autorem powyższego tekstu jest najprawdopodobniej Pan Henryk Zymon Dębicki.

 

wersja PDF 

Legenda Gór Sowich "Na Żmiju" → najpełniejsza obszerna wersja literacka (1962)

Na niniejszym zablogowaniu była już wzmianka o niemieckiej wersji dialektalnej oraz kompaktowej polskiej skróconej niepełnej inkarnacji typowo popularnej. Dziś nadszedł jednakże już moment, kiedy można zacytować najobszerniejszą istniejącą wersję literacką, którą zredagował najprawdopodobniej Pan Jan Szurman.

 

Na Żmiju

(legenda Gór Sowich)


Góry Sowie są stare i łagodne. Mógłby ktoś powiedzieć, że wyglądają jak twarz człowieka, który wiele widział, wiele przeżył i nie zwykł już niczemu się dziwić. Uśmiecha się tylko wyrozumiale.

A przecież w pewnym miejscu grzebienia górskiego, które ludzie zwą przełęczą i skąd otwiera się szeroki widok na Jugów i ziemię kłodzką, wystrzelają ku niebu ostre i postrzępione skały. Noszą osobliwą nazwę: Żmij.

Mącą łagodny widok krajobrazu, napawają go niespodziewanym rysem grozy.

Niepokoiły i wtedy, gdy przed wiekami w ich pobliżu ręce ludzkie wniosły prostą i niewymyślną sadybę.

Dworzyszcze nie miało zębatych blanków ani wyniosłych wież, nie stanowiło kamiennej zapory przed niespodziewanym atakiem wroga. Sklepiono je z dębowych i bukowych bierwion, wymoszczono miękkim drewnem jedliny.

Groźniejsze bowiem i bardziej nieustępliwe niż kamień były barki mieszkańców górskiej sadyby: rycerza Stańko i jego drużyny.

Rycerz Stańko miał naturę nieskorą do wywnętrzań, kochał samotność i odludzie, choć nie przekroczył jeszcze trzeciego dziesiątka lat.

Niechętnie zjeżdżał konno w doliny, obcy był czułym dźwiękiem gęśli i spojrzeniom białogłów. Nie wabiły gwarne zamki i pełne przygód wędrówki trubadurów. Nierad też używał wymyślnej nowej broni, dalekosiężnej kuszy, kontentował się starym oszczepem przodków.

Niewiele wiedział o czasie, który płynął obok niego. A przecież pochyleni nad klasztornym pulpitem mnisi uwieczniali już w pergaminowych księgach złotem i czerwienią rok 1201 od narodzenia Chrystusa Pana. Jednakże i w jego sercu odezwało się ludzkie uczucie, gdy podczas jednej z rzadkich wypraw w okolicę spotkał na swej drodze jasnooką i jasnowłosą Agnieszkę.

W komnatach Stankowego dworzyszcza, wśród surowych, drewnianych stołów i ław zasłanych runem niedźwiedzia uczyniło się zaraz jaśniej, choć przez powleczone błoną pęcherza otwory okien wpadło niewiele światła.

Nad dachem z gontu huczały po staremu wichry Gór Sowich, a ich jęk docierał do wnętrza przez utkane suchym mchem szczeliny. Uszom rycerza Stańko odgłosy wiatru wydawały się teraz czarodziejską muzyką, biel zaś śniegu zimą, wiosenny dywan kosaćców i lipcowa czerń świerków, wszystkie te barwy nabrały w jego oczach nieznanego dotąd blasku.

Po latach samotnej, rycerskiej i myśliwskiej młodości Stańko był szczęśliwy i szczęśliwa była przy jego boku Agnieszka.

Gdybym był żebrakiem, wędrował od chaty do chaty za nędzną kromką chleba, mając ciebie, Agnieszko, byłbym już największym bogaczem świata! — mówił Stańko do Agnieszki.

Wiadome jest wszelako, że nam śmiertelnym ludziom, nie dane jest cieszyć się pełnią szczęścia. Na szczęściu ich zaważyć musiał wreszcie zazdrosny czas.

Papież wezwał pewnego dnia rycerzy, by śpieszyli ratować grób Chrystusa w Jerozolimie i wyrwali go z rąk muzułmańskich.

Na koniu i z giermkiem tylko u boku lub w gwarnych a zbrojnych drużynach ciągnęli wojownicy przez góry, lasy i rzeki, w stronę, skąd ukazuje się nad ziemią słońce.

Wieść o tych wydarzeniach dotarła wreszcie i do samotnego dworzyszcza w Górach Sowich. Czy rycerz Stańko mógł teraz sprzeniewierzyć się obowiązkowi, który był pierwszym wśród innych rycerskich powinności?

Długo szamotał się z upragnionymi myślami. Potem wyjaśnił swoją wolę: że nie godzi się kosztować mu osobistej rozkoszy, gdy w dalekich krainach leje się krew.

Agnieszka pobladła, a w oczach jej pojawiły się łzy. Wieść spadła na nią jak grom z jasnego nieba. I ona wiedziała, że wyboru tutaj nie ma. Zdała sobie od razu sprawę, że łańcuch szczęśliwych dni przerywa się nagle i brutalnie — na czas długi, a może na zawsze. Odczuwała lęk przed tym, co dla oczu człowieka jest zakryte obłokiem przyszłości i dlatego nieznane, a przyjść musi nieuchronnie. Nadeszła noc rozstania.

To los, Agnieszko, wszystkich niewiast, że zostają same, gdy ich rycerscy małżonkowie ciągną w daleki i nieznany świat. Nie przystoi płakać i zanosić skargę, boś żoną rycerza. Czekaj na mnie cierpliwie. Miłość nasza przemoże wszystko, co spotkać mnie może na drodze. Miłość nasza jest młoda i czeka na długie lata szczęścia. Przyjdą one, jeżeli jest taka wola losu. Czekaj na mnie wiernie, strzeż jak oka w głowie dziecięcia, które ma przyjść na świat, mojego i twojego dziecięcia...

Gdy rycerz Stańko opuszczał dworzyszcze w Górach Sowich, na świat spływał już brzask. Najpierw na wschodzie zaróżowiło się niebo, poczęły płynąć mleczno-białe obłoki. Żeglowały szybko naprzód i rozlewały się w mgłę, która wypełniła całą dolinę. Nagle z obłoków wyłonił się czerwony, świetlisty krąg słońca, rósł w oczach. Wtedy nastąpił cud narodzin jeszcze jednego dnia na ziemi. Powitał go chór ptaków, zbudzonych wśród mokrych gałęzi.

Rycerz Stańko wraz z giermkiem zjeżdżali powoli w dolinę. Na wątłym wietrze poranka trzepotał zatknięty na włóczni rycerza proporzec. Był dziełem rąk Agnieszki. Przedstawiał wyhaftowane srebrem na turkusowym polu godło rycerza Stańko: uskrzydlonego półgryfa i półsmoka.

U wrót otaczającego obejście Stankowej sadyby ostrokołu stała długo Agnieszka. Powiewała zdjętym z głowy szalem. Gdy ledwie już widoczny cień mężczyzny zniknął na ostatnim zakręcie, Agnieszka powolnym krokiem wróciła do komnaty. W uszach brzmiały jej ciągle ostatnie słowa pożegnania: „Czekaj na mnie wiernie, strzeż mojego i twojego dziecięcia!"

Wyglądali na nie oboje z upragnieniem, lecz dopiero na miesiąc przed rozstaniem poczuła Agnieszka w swoim łonie nowe życie.

Tęskniła, a czas płynął nieustannie. Nadeszła zima, spadł wczesny śnieg, okrył białą pierzyną zbocza górskie. Powietrze stało się ostre, kłujące w oczy blaskiem.

W pierwszy dzień Bożego Narodzenia klęczała Agnieszka w domowej kaplicy i nasłuchiwała głosu dzwonów, który słabym echem dochodził z odległej doliny. Wpatrywała się w leżące na sianie dzieciątko i myślała o dzieciątku, które jako krew krwi własnej piastowała w łonie.

Minął tydzień i w komnacie wyścielonej futrami rozległo się rozpaczliwe kwilenie. Na dworze skrzył się siarczysty mróz, dębowe polana rzucały obfite ciepło. Wymęczona i blada Agnieszka tuliła do piersi nowonarodzonego. Wokoło uwijały się stare i doświadczone niewiasty, w obszernej niecce szykowały dla dziecka kąpiel. Zwabione nowym, nie znanym im dotąd głosem zaglądały do komnaty wielkie psy domowe.

Chłopiec rósł z miesiąca na miesiąc. Zapowiadał się na krzepkiego dziedzica Stankowej fortuny. Był podobny do ojca, lecz oczy — oczy miał matki: duże, jasnobłękitne i jakby wiecznie zdziwione.

Zwykłą rzeczy koleją przyszła znów wiosna, a wraz z nią, maj. Od dolin wiał ciepły wiatr. Noce rozświetlone były pełnią księżyca, zadrzewione zbocza gór tchnęły tajemniczym życiem ptaków, owadów, roślin.

Chłopiec zasnął już w kolebce, gdy Agnieszka opuszczała ostrokół dworzyszcza. Kilka godzin brnęła przez gęstwinę lasu, potem siadła na wilgotnym mchu i poddała ciało powiewom wiatru.

Zbudziła się wraz z chłodem zroszonej nocy i migotaniem gwiazdy, która poprzedza brzask, a nosi imię Wenus.

Leniwym krokiem wróciła wtedy do komnat Stankowego domu. Dziecię już nie spało. Rozpaczliwym kwileniem domagało się matczynej piersi. Karmiąc dziecko, Agnieszka, wbrew czułości, jaka ją ogarniała, była myślami daleko.

Od tego dnia znikała co wieczór, by w blasku księżyca przeżywać misterium utraconej męskiej miłości. Zadawała sobie wtedy pytanie, co w życiu niewiasty ma wagę równie wielką jak uścisk rąk męskich, twardych jak dębina, a przecież pieszczotliwych i przychylnych. Wracała później do domu jakby obudzona z przyjemnego snu, wracała do życia, które było teraz dla niej szare i niepowabne.

W izbie czeladnej krzątały się już wtedy dziewki, z komina unosił się dym jałowcowy, pachniało ranną polewką, pastuch wyganiał na łąkę zgłodniałe przez noc krowy. Karmiła syna i zapadała w głęboki sen, budziła się dopiero około południa.

Pewnej nocy, gdy światło księżyca niepokoiło bardziej niż zawsze, a powiewy z gór aż zatykały w piersiach oddech, Agnieszka poczuła nagle niewytłumaczony lek. Poderwała się z mchu i pośpieszyła ku wrotom domu. Po drodze smagały ją naruszone w swym spokoju gałęzie drzew, kłuła tarnina, a szmery lasu tchnęły nieznaną dotąd grozą.

Z rozwianym włosem wbiegła do komnaty i osłupiała. Dziecię leżało w kolebce bez życia. Blada twarzyczka opadła na jedno z ramion, usta były sine. U boku chłopca leżała zwinięta w kłębek żmija, poznaczona na grzbiecie zygzakowatą czarną linią.

Wpełzła do pustej nocą komnaty i zatopiła żądło w ciałku, nad którego bezpieczeństwem nikt nie czuwał.

W oczach Agnieszki zawirowały złowrogie cienie, a z wszystkich stron komnaty rozlegały się ciche, przejmujące szepty: „Czekaj na mnie wiernie, strzeż mojego i twojego dziecięcia!".

Agnieszka spojrzała nagle nad zawieszony nad łożem obraz, padła na kolana i dygocącymi ustami zaczęła się żarliwie modlić.

Niewiasta na obrazie zdawała się jej nie dostrzegać. Wpatrywała się nadal tkliwie w dziecię, które tuliła do siebie.

Wtedy przez oszalałą głowę Agnieszki przemknęła myśl, że niegodna jest słać prośby do tej, która była wzorem wszystkich niewiast świata. Tak nauczali mnisi z pobliskiego klasztoru.

Nad dachem Stankowego domostwa stała jeszcze głucha noc, lecz pianie koguta zwiastowało już bliski świt. Agnieszka poderwała się z klęcznika i jak szalona pomknęła ku sterczącym w jasnym blasku księżyca Żmijowym Kamieniom. Raz jeszcze objęła spojrzeniem ten cichy zakątek świata, gdzie było jej dane zakosztować tyle szczęścia. Wahała się przez chwilę, a potem nagłym zwrotem ciała rzuciła się w zionącą dołem przepaść.

Zapanowała cisza, naruszana tylko szmerem sączącego się ze skał źródła. Woal mgły przysłonił nagle tarczę księżyca, a powietrze przeszył lot zbudzonego nietoperza.

Pewnego jesiennego popołudnia drwal z Jugowa ścinał w lesie dębinę. W pewnej chwili do uszu jego doszło coś, co przypominało szloch niewieści. Drwal drgnął i wlepił oczy w rysujące się nieopodal Żmijowe Kamienie. Płacz pochodził stamtąd. Nagle zjawiła się przed nim dama urody tak niezwykłej i tak dziwacznie ubrana, że drwal stanął jak wryty. Drżał ze strachu na całym ciele.

Dobry człowieku, nie lękaj się. Nie uczynię ci nic złego — powiedziała zjawa — mam tylko do ciebie jedną prośbę. Błagam cię, abyś ją spełnił. Czy mi przyrzekasz?

Drwal jąkającym się z przejęcia głosem zapewnił, że uczyni wszystko co w jego mocy, aby przyjść z pomocą pięknej, nieznajomej pani.

Dama opowiedziała wtedy drwalowi swoje smutne dzieje. Niegdyś przed wiekami popełniła najstraszniejszy z grzechów niewiasty: zaniedbała w kolebce własne dziecię. Do kolebki wpełzła żmija i ukąsiła małe ciałko. Ona sama teraz za karę musi przez cały rok pełzać po Żmijowych Kamieniach w postaci żmii. Raz tylko do roku przemienia się znowu w kobietę i dobę całą błądzi, tam gdzie dawniej znajdował się zamek jej męża, mężnego rycerza Stańko, który zginął w dalekiej Jerozolimie w walce z muzułmanami.

Prośba moja, dobry człowieku, niech cię nie przerazi. Jest ona taka: jutro przyjdziesz o brzasku do lasu, uzbrojony jak zawsze w siekierę, i na drodze swej spotkasz żmiję. Nie wahaj się ani chwili, zabij żmiję uderzeniem siekiery. Gdy zaś to uczynisz, wyjmiesz z paszczy gada pęk kluczy. Pójdziesz z nimi ku Żmijowym Kamieniom i okrążysz je po trzykroć. Wtedy oczom twoim ukaże się ukryta wśród skał brama. Otworzysz ją i znajdziesz się w dawnej kaplicy zamkowej. Usłyszysz śpiewy i głos dzwonu. Ujrzysz tam i mnie samą, ujrzysz rycerza Stańko i zabite przez żmiję dziecię. Nie będziesz się lękał, gdy wszyscy troje wyciągniemy ku tobie dłonie. Staniesz się bowiem zbawicielem, uzyskasz naszą wieczną wdzięczność. W nagrodę za swój odważny czyn obdarowany będziesz nieprzebranymi skarbami, jakie znajdują się w ruinach zamku po dzień dzisiejszy — powiedziała dama i znikła.

Drwal otarł zroszone czoło. Ze strachu uginały się pod nim nogi. Mimo wszystko uczynił na drugi dzień tak, jak mu poleciła piękna pani. Zabił siekierą spotkaną w lesie żmiję i otworzył kluczami ukrytą wśród gęstwiny leśnej bramę Stankowego zamku. Zobaczył to wszystko, o czym mówiła zjawa. Dalszych swych przygód nie spamiętał, gdyż w pewnej chwili wpadł w głębokie omdlenie.

Gdy się obudził, było już koło południa. Słońce dogrzewało mocno, a obok niego stały dwa suto obładowane skarbami konie. Od tej pory żył w dostatku, długo i szczęśliwie.


źródło: Bolesław Zublewicz (red.) „Na Ziemi Dzierżoniowskiej“ , Wrocław 1962, str. 17 ... 23

digitalizacja: Marcin Perliński (2025) 

 

wersja PDF 

«Fußreise durch die schlesische Schweiz» → "Schlesische Provinzialblätter" 1806, Nr. 10 (Reichenbach und die Umgebung), Uni-Bibliothek Bielefeld, PDF, NO OCR

 

Zaczniemy od zasznurkowania do zasobu PDF.

Jest to fragment większego cyklu, jaki się ukazywał w "Schlesische Provinzialblätter". Autora chwilowo nie udało się mi ustalić, ale najprawdopodobniej będzie to możliwe po zapoznaniu się z całym zestawem publikacji, czyli po przeanalizowaniu artykułów w numerach wcześniejszych oraz późniejszych.

Opis jest jak najbardziej subiektywny, jednakże arcyciekawy, gdyż stanowi formę epistolograficzną/pamiętnikarską, bardzo popularną w wieku XIX.

Osoby znające język niemiecki, a interesujące się historią regionalną, powinny znaleźć w tymże czymś mnóstwo informacji, które są niedostępne w pozostałych materiałach krajoznawczych, zwłaszcza że są to opisy z bezcennej pozycji najprawdziwszego turysty pieszego. W roku 1806 linii kolejowych jeszcze nie było, a dyliżanse pocztowe, pełniące funkcję współczesnych autobusów, kursowały na naszym terenie zazwyczaj tylko jeden ... dwa razy w tygodniu lub jeszcze rzadziej.


Polecam!


(Marcin Perliński)

poniedziałek, 29 września 2025

"Schlesische Provinzialblätter" 1802 → Nr. 12 → «Darstellung von Reichenbach» (Pastor Tiede)

 


Do poczytania sobie, jedno z najbardziej cennych opracowań dotyczących ówczesnego Dzierżoniowa oraz najbliższych okolic. Digitalizacja zawiera już konkretną warstwę OCR (FineReader), wykonaną przez wrocławskich bibliotekarzy.

 

plik PDF


Polecam!


(Marcin Perliński)

niedziela, 28 września 2025

Rychbach/Rychonek oraz jego rozkwit w epoce fryderycjańskiej i wczesnej prewilhelmińskiej (1998)

reprodukcja: Romuald Kaczmarek

reprodukcja: Romuald Kaczmarek

reprodukcja: Romuald Kaczmarek

reprodukcja: Romuald Kaczmarek

reprodukcja: Romuald Kaczmarek
Stworzył totoż gościu, o którym już wspominałem w poprzednim blogowpisie, czyli Romuald Kaczmarek. Numer 5/1998 periodyku "Dolny Śląsk" trafił w moje łapki przypadkowo. Jakiś bezdomny "kopał" w stercie książek, które ktoś wywalił obok kubła. Kiedy człowiek ten odszedł, zauważyłem, że jeden z woluminów został postawiony "na sztorc", czyli grzbietem w kierunku nieba, aby uchronić go przed mżącym właśnie kapuśniaczkiem. Podszedłem i zabrałem charakterystycznie sterczącą i jeszcze nie zamoczoną książkę. Po powrocie do domu przekartkowałem bardzo pobieżnie oraz nieuważnie i odłożyłem, jednak Moja Mama, Elżbieta Perlińska (z domu Nicoś), zainteresowała się moim znaleziskiem i zaczęła je namiętnie czytać, informując mnie, że w tym czymś jest również bardzo fascynujący artykuł o historycznym Dzierżoniowie. W taki oto sposób powstała digitalizacja, którą właśnie ukończyłem, dołączając również stosowną pełną warstwę OCR.

 

plik PDF


Zachęcam do ekscytującej wyprawy w dawne czasy, kiedy nie było jeszcze Karyn, tipsów and bąbelków.

 


(Marcin Perliński)



Osoby znające język niemiecki odsyłam do kroniki Ericha Hassego


O dawnym domu Sadebecków w Rychbachu/Rychonku bardziej szczegółowo (2011)

To napisał gościu bardzo kumaty, absolwent pierwszego ogólniaka, wykładek juniwera we Wrocku, znany historyk sztuki, Romuald Kaczmarek.


zasznurkowanie do pliku PDF


Koniecznie przeczytaj, ponieważ są to informacje niedostępne w popularnych źródłach.


Bardzo polecam!


(Marcin Perliński)


sobota, 27 września 2025

DDZ/Rychbach/Rychonek → tablice pamiątkowe przyportalowe w murach obronnych, foty (2025)


tablica pamiątkowa, portal od strony herbu DDZ

tablica pamiątkowa, portal od strony Spillerbergu (= parku)

Postanowiłem fotki trzasnąć, póki jeszcze sprayowcy całkiem nie zapaprali.

Osoby zainteresowane historią portali dzierżoniowskich odsyłam do pełnej wersji kroniki Hassego, gdzie przy pomocy wyszukiwania pełnotekstowego (np. CTRL+F) będzie się można "dokopać" do bardziej dogłębnych informacji.

 

der Spillerberg (niem.) = [Góra] Szpilka (pol.)


(Marcin Perliński)

piątek, 26 września 2025

Prosty buzzer z blaszki piezo, czyli na bazie membrany piezo trójstykowej

Zasilanie 3 ... 12 V (DC), jeden opornik, czyli rezystor 150 kiloomów, dławik (= cewka, czyli indukcyjność) 10 milihenrów, uniwersalny tranzystor bipolarny o polaryzacji NPN oraz blaszka piezo trójstykowa (trójpadowa). Można używać indukcyjności od jednego do kilkunastu milihenrów. Proszę pamiętać, że milihenr to nie to samo, co mikrohenr (1 mH = 1000 µH). Im wyższe napięcie zasilania, tym głośniejszy dźwięk. Im cewka bardziej wysokodobrociowa, czyli nawinięta grubszym drutem, tym większa amplituda drgań, czyli (nieco) głośniejszy dźwięk, dlatego warto sięgnąć po dławiki wysokodobrociowe (ciut większej mocy), nawijane fabrycznie na małej szpuleczce ferrytowej. Indukcyjność można wykonać również samodzielnie sięgając po mały toroidalny (= pierścieniowy) rdzeń proszkowy (= barwny) lub jeszcze lepiej czarny klasyczny ferrytowy, czyli taki, który ma liczbę AL na poziomie 400 ... 2000. Nawijamy przynajmniej około 50 ... 100 zwojów drutem miedzianym w emalii (DNE), pasującym do faktycznych rozmiarów naszego rdzenia, czyli np. drutem DNE Ø 0.2 ... 0.35 mm.  Na rynku znajdują się ponadto gotowe fabryczne wysokodobrociowe i wyższomocowe dławiki osiowe (np. 8.2 mH), które kosztują niecałe dwa złote za sztukę (w wersji obciążalnej np. do 120 mA). Liczbę AL nieznanego rdzenia można również wykumać samodzielnie.

przykładowa kalkulacja symulacyjna dla ferrytowego rdzenia pierścieniowego o liczbie AL = 1500

 

przykładowy gotowy fabryczny kupny dławik drutowy, osiowy, wysokodobrociowy 8.2 mH, 120 mA, fotografia z oferty sklepu AVT

Kable do membrany piezo lutujemy w pokazanych na powyższym rysunku miejscach. Powinny to być możliwie cienkie przewody (jak na poniższej fotografii), a lutowanie wykonujemy niewielką kropelką cyny z dodatkiem kalafonii. Na rynku są dostępne również membrany piezo trójpadowe, do których już fabrycznie przylutowano kabelki i być może komuś się uda zdobyć właśnie taki model (a może ktoś już posiada coś takiego we własnych rupieciach).

przykładowa trójpadowa blaszka piezo z przylutowanymi fabrycznie kabelkami

Proszę nie pomylić biegunów zasilania! 

Największa głośność oczywiście przy 12 woltach. Przy użyciu bardziej "pancernego" tranzystora (np. BC337 lub jeszcze lepiej BC337-40) będzie można podnieść napięcie zasilania nawet do 15 ... 18 ... 24 woltów, co zwiększy głośność jeszcze bardziej.

Polecam osobom, które nie boją się eksperymentów! 

Wartość rezystora 150 kΩ można również próbować zmniejszyć do poziomu nawet i 82 ... 100 kΩ, co (nieco) zwiększy prąd oddawany z kolektora tranzystora. Warto w takiej sytuacji dopierdyknąć dodatkowy rezystor np. 10 kΩ (lub mniej, np. 4.7 ... 6.8 kΩ) w miejscu pokazanym na rysunku (= czerwony znak "X").

Najlepiej oczywiście znać pojemność elektryczną (podawaną zazwyczaj w dziesiątkach nanofaradów) oraz dokładną częstotliwość nominalną naszej blaszki piezo (zazwyczaj pojedyncze kiloherce), bo wtedy można tak dobrać wartość indukcyjności, aby rezonans LC idealnie pokrył się z tym, co przewidział producent naszego modelu blaszki jako maksymalne optimum dla częstotliwości znamionowej (z największą możliwą amplitudą drgań), dzięki czemu uzyskamy głośność tak ogromną, że inni domownicy być może nawet i każą się nam wynosić na zewnątrz z naszymi "zabawkami". Jeden nanofarad to tysiąc pikofaradów, a jeden kiloherc to jedna tysięczna część megaherca.

No i na koniec jeszcze mała porada dla osób, które chciałyby skorzystać z pręcika ferrytowego (np. o średnicy 4 mm i długości 2 ... 3 cm) lub szpulki ferrytowej (rdzenie typu otwartego, nie mylić z kubkowymi): nawijany od 200 do 500 zwojów bardzo cienkim drutem (tak, aby "się zmieścić"), uzwojenie masowe wielowarstwowe, czyli w przypadku szpulki "do pełna" oraz przy założeniu, że współczynnik przenikalności magnetycznej (µ) użytego ferrytu ma wartość rzędu np. 8 ... 14. A jeśli ktoś ma rdzeń kubkowy, czyli rdzeń typu zamkniętego, to posługuje się tymi samymi zasadami, jakie obowiązują w przypadku rdzeni pierścieniowych, czyli toroidalnych (ilość zwojów zazwyczaj przynajmniej od 50 do 100, przy założeniu, że nasz rdzeń zamknięty ma liczbę AL na poziomie 400 ... 2000).

przykładowa szpulka ferrytowa

 


osadzanie blaszki piezo <------ zapoznaj się KONIECZNIE!!!



(Marcin Perliński)


czwartek, 25 września 2025

"Doświadczona gospodyni i kucharka doskonała dla wszystkich stanów → edycya druga, podług ósmego wydania niemieckiego na język polski przełożona" → Wrocław 1837

Przed epoką Karyn, tipsów, bąbelków i tym podobnych dziwności ludzie także mieli swoje normalne sposoby.



Całość do pobrania tutu. Jeśli być gospodynią, to chyba lepiej fachową, czyli taką, jak Pan Bóg przykazał.

Tłumaczenie wykonała Zofia Wilhelmina z Koblanków Szeyblerowa, a wydała wrocławska oficyna Wilhelma Gotttlieba Korna. Public Domain!


(Marcin Perliński)


Teutońskie kursowanie dla początkujących (DaF)

Paczka z nagraniami, czyli nauka w trybie słuchanym. Materiał od początku był darmówką i reklamówką, rozpowszechnianą na zasadach Public Domain. Opracował "Poliglota", a nadawało i hostowało jako pliki do bezpłatnego pobrania "Radio Lublin". Konkretny stareńki archiwalny projekt proedukacyjny dla stawiających pierwsze kroki.

Ludziom lubiącym tylko słuchać zdecydowanie polecam, a potrzebujących bardziej spójnego pensum autodydaktycznego odsyłam do tegoż blogowpisu.


(Marcin Perliński)


środa, 24 września 2025

Valeska Gräfin Bethusy-Huc mit Buchschmuck von Professor Richard Knötel → "Aus den Chroniken schlesischer Städte" → Strehlen (Kattowitz 1911, Verlag von Gebrüder Böhm) PDF/OCR S. 100-112


Sznurek do pliku PDF tutuż.

Jest to podstawowa wstępna "bezmyślna" automatyczna wersja OCR bez dodatkowych poprawek ręcznych, które by się pewnie tradycyjnie jeszcze przydały, ale nie mam akurat ochoty, bo jest i tak nieźle rozpoznane.

Osobom ze Strzelina nieśmiało polecam. 

(Marcin Perliński)

 

źródełko wsadowe (DJVU, NO OCR)

Napisówka pod figurą świętego Jana Nepomucena w Dzierżoniowie (LAT/PL/DE/CZ/EN/RU/UK)

 

LINGVA STI IOHANNIS NEPOMVCENI PIE DILIGENTES SE HONORAT & PROTEGIT INHONORANTES HOSTES EIVS INHONORAT TESTANTE PRAESENTI STATV

(LINGUA STI IOHANNIS NEPOMUCENI PIE DILIGENTES SE HONORAT ET PROTEGIT INHONORANTES HOSTES EIUS INHONORAT TESTATNTE PRAESENTI STATU)


Język świętego Jana Nepomucena pobożnie pilni otaczają czcią i chronią, bezbożni nieprzyjaciele go znieważają, co poświadcza ta figura.

Die Zunge des heiligen Johannes von Nepomuk ehrt und schützt die, welche ihn fromm verehren, verachtet aber die Feinde, die ihn verachten, wie gegenwärtiges Standbild bezeugt.

Jazyk svatého Jana Nepomuckého zbožně uctívají a chrání lidé pilní, bezbożni nepřátele mu nadávají, jak o tom svědčí tato socha.

The tongue of Saint John of Nepomuk is venerated and protected by the pious, diligent, while impious enemies insult it, as this figure testifies. 

Язык святого Иоанна Непомука почитается и охраняется благочестивыми и трудолюбивыми людьми, тогда как нечестивые враги оскорбляют его, как об этом свидетельствует этa статуя.

Язик святого Іоанна Непомука шанується і охороняється благочестивими і працьовитими людьми, тоді як нечестиві вороги ображають його, як свідчить ця статуя.

Słowo "statv" (= statu) jest już zatarte, najprawdopodobniej na skutek oddziaływań atmosferycznych na dość nietrwały piaskowiec (względnie jako rezultat prac remontowych czy konserwatorskich), więc została tylko ostatnia literka. Ksiądz Walter Schwedowitz, znany kościelny historyk niemiecki, specjalizujący się między innymi w dziejach parafii i wspólnoty katolickiej Dzierżoniowa, podaje (w roku 1909), że końcowa sekwencja napisu brzmi "statua", a nie "statu".

Poniżej inskrypcji głównej znajduje się częściowo zachowany dodatkowy napis upamiętniający renowację pomnika przez katolickich parafian oraz magistrat Dzierżoniowa w bliżej nieokreślonym roku (być może było to tuż po przeniesieniu figury w roku 1911 w pobliże historycznej kaplicy cmentarnej, tzn. Kościoła pod wezwaniem Trójcy Świętej, gdzie statua znalazła schronienie do roku 2002). W latach 1733-1911 pomnik stał na dzierżoniowskim rynku, jednak na skutek burzliwego sporu między katolikami i protestantami w związku z "instalacją" przez tych drugich pomnika Lutra naszego "biednego" Nepomucena przeniesiono w nowe tymczasowe miejsce. Obecna lokalizacja nieznacznie różni się od pierwotnego stanowiska → różnica odległości wynosi około 30 metrów

pierwotna lokalizacja statuy Nepomucena

pomnik Lutra na skrzyżowaniu ulic Wrocławskiej oraz Piłsudskiego, w czasach PRL tuż obok był kiosk "Ruchu", w których pracował pewien pan z gigantycznie krzaczastymi brwiami, a obecnie w pobliżu chyba nadal znajduje się jakiś blaszany pawilon-butik


Postanowiłem "dopierdyknąć" także jeszcze fotkę z roku 1911 (kiedy pomnik był jeszcze "nowy i nieśmigany") oraz starą widokówkę niemiecką z końcowych lat ery wilhelmińskiej lub okresu międzywojennego, aby ocalić również i czcigodnego Lutra od bezsensownego zapomnienia. Pomnik Lutra obecnie już nie istnieje i nie mam pojęcia, co "Władysława Ludowa" po roku 1945 z nim zrobić raczyła. 


 

Myślę, że teraz będzie znacznie łatwiej oprowadzać zagranicznych znajomych czy turystów.


(Marcin Perliński)

 

pakiet materiałów dodatkowych



wtorek, 23 września 2025

"Reichenbach im Spiegel der Statistik" (1930)

 


Reichenbach im Spiegel der Statistik

Wesen und Bedeutung einer Stadt erschöpfen sich zwar nicht in zahlenmäßigen Angaben; wenn trotzdem im Nachstehenden ein kurzer statistischer Überblick über Reichenbach gegeben wird, so geschieht es lediglich, um das Bild zu vervollständigen, das dem ortsfremden Besucher der Eulengebirgshauptstadt in dem Büchlein vermittelt wird.

Nach der Bevölkerungsfortschreibung von 1928 zählte Reichenbach 16 841 Einwohner und nimmt damit unter den Städten des Regierungsbezirks Breslau den siebenten Platz ein. Von den Bewohnern waren 10 733 evangelisch, 5 076 katholisch, 51 jüdisch und 147 gehörten anderen christlichen Sekten an. 839 Personen waren Angehörige einer nicht kirchlichen Weltanschauung (Dissidenten). In der stark entwickelten Industrie finden etwa zwei Fünftel der Einwohnerschaft ihren Lebengunterhalt, davon sind mehr als 4000 Personen in der Textilindustrie beschäftigt. 

Drei katholische und zwei evangelische Kirchen, sowie eine Synagoge dienen gottesdienstlichen Zwecken. Seit altersher ist die Stadt reich an öffentlichen Bildungsanstalten. Sie verfügt über drei evangelische, zwei katholische und eine weltliche Schule (Sammelklassen). An höheren Bildungsstätten sind ein staatliches Realgymnasium, ein städtisches Oberlyzeum und eine höhere Handelsschule vorhanden. Fachliche Ausbildung vermitteln die städtische Handelsschule, eine kaufmännische, eine gewerbliche und eine gärtnerische Fortbildungsschule, sowie die Landwirtschaftsschule. Schließlich steht der Einwohnerschaft noch die reichhaltige städtische Volksbibliothek (über 2000 Bände) zur Verfügung. Reichenbach ist als Kreisstadt der Sitz zahlreicher Behörden; von ihnen seien angeführt: Kreisverwaltung, Stadtverwaltung, Finanzamt, Amtsgericht, Zollamt, Postamt (mit Nebenstelle am Staatsbahnhof), Chemisches Untersuchungsamt, Gewerbeaufsichtsamt, Katasteramt, Medizinalamt, Veterinäramt und Kreischulamt. Verkehrszwecken dienen zwei Staatsbahnhöfe (Reichenbach-Eulengebirge und Reichenbach-Niederstadt), sowie der Bahnhof der Eulengebirgsbahn. Zur Förderung des Fremdenverkehrs ist das Verkehrsamt Eulengebirge eingerichtet. An öffentlichen Geldinstituten sind neben der städtischen und der Kreissparkasse, sowie der Reichsbanknebenstelle vorhanden: je eine Zweigstelle der Kommunalbank für Niederschlesien und der Deutschen Bank, ferner das Bankgeschäft W. F. Hoffmann, die Genossenschaftsbank und der Reichenbacher Bankverein.


Nicht minder zahlreich sind die sozialen Einrichtungen. Volksgesundheitlichen Zwecken dienen das Stadt- und Hallenschwimmbad, die neueste und modernste Anstalt Ostdeutschlands, ferner ein Freibad, vier Turnhallen, ein Jugendspiel- und -sportplatz mit Jugendheim und die Liegehallen für Lungenkranke


An Wohltätigkeitsanstalten sind außer mehreren Schwesternstationen beider christlichen Bekenntnisse vorhanden: ein evangelisches und ein katholisches Waisenhaus, fünf Kleinkinderheime (zwei evangelische, zwei katholische, ein weltliches), sowie ein städtisches Altersheim und Armenhaus. Als gemeinnützige Einrichtungen seien schließlich noch die vorbildlich geschulte und ausgerüstete Freiwillige Feuerwehr, das reichhaltige Heimatmuseum (im Jugendheim) und das im Aufbau begriffene Stadtarchiv erwähnt.



nach: Erich Hasse „Wir besuchen Reichenbach“ (1930), S. 34 ... 37


Rekonstruktion und Anpassung an neue Rechtschreibregeln: Marcin Perliński (2025)

 

PDF-Version herunterladen

poniedziałek, 22 września 2025

"Kommt ins Eulengebirge" (1930)

 

 

źródło ---> Erich Hasse "Wir besuchen Reichenbach" (Schweidnitz/Breslau 1930)


EINIGES ÜBER SCHLESIEN, DAS EULENGEBIRGE UND UNSERE STADT


 

 

EINIGES ÜBER SCHLESIEN, DAS EULENGEBIRGE UND UNSERE STADT


Schlesien


Dzierżoniow (bis 1945 Reichenbach) ist eine in ganz Polen bekannte niederschlesische Kreisstadt. Die Geschichte von Reichenbach ist mit Schlesien eng verbunden. Schlesien wird geographisch naturräumlich vom Strom der oberen und mittleren Oder mit ihren vielen Nebenflüssen (rechtsseitig: Ostrawitza, Olsa, Ruda, Birawka, Klodnitz, Malapane, Stober, Weide, Bartsch; linksseitig: Oppa, Zinna, Hotzenplotz, Glatzer Neiße, Ohle, Lohe, Weistritz, Katzbach, Bober mit dem Queis) gebildet.

Im Südwesten begrenzt das durch Pässe und Sättel verkehrsfreundliche Mittelgebirge der Sudeten vom Isergebirge bis zum Altvater das schlesische Oderland; im Südosten sind es die waldigen Beskiden, im Nordosten zunächst die leichten Höhen des Polnischen Jura, dann die Brüche von Prosna, Bartsch und Obra. Nach Nordwesten öffnet sich die flache, leicht geneigte schlesische Beckenlandschaft, aus der in Oberschlesien der Annaberg (400 m) und in Niederschlesien der Zobten (700 m) markant herausragen, mit dem Lauf der Oder in die Norddeutsche Tiefebene.

Großräumig nimmt Schlesien im östlichen Mitteleuropa eine zentrale Binnenlage ein. Es befindet sich im Schnittpunkt einer von der preußisch-baltischen Ostseeküste zur nördlichen Adria verlaufenden Nord-Süd-Verbindung mit einer von der niederländischen Nordseeküste zum Schwarzen Meer gezogenen West-Ost-Achse. An dem durch natürliche Inselbildung begünstigten Breslauer Oderübergang kreuzen sich in der Mitte Schlesiens die sagenumwobene Bernsteinstraße der Frühzeit und die mittelalterliche Hohe Straße, eine belebte Hauptroute des Osthandels. An dieser Stelle entstand auch die Hauptstadt Niederschlesiens Breslau. In staatlicher und nationaler Hinsicht dagegen befand sich Schlesien stets in einer exponierten Randlage ganz gleich, ob es in einem auffälligen, jeweils etwa zweihundertjährigen Rhythmus zu Polen, Böhmen, Ungarn, Österreich oder Preußen gehörte. Es wurde also dadurch zu einem multikulturellen Gebiet, dessen Bedeutung bis an den heutigen Tag unvermindert bleibt, was hinsichtlich des geplanten gemeinsamen Europas auch eine entscheidende Rolle spielen könnte.


Das Eulengebirge (Gory Sowie)


Das Eulengebirge, die älteste Gebirgskette Europas, zieht sich als 36 km langer, vorwiegend bewaldeter Gneisrücken vom Tal der Schweidnitzer Weistritz (Bystrzyca) bis zum Durchbruchstal der Glatzer Neiße (Nysa Kłodzka) hin. Das Gebirge ist ein Bindeglied in der Sudetenkette vom Waldenburger zum Glatzer Bergland. In den Vorbergen findet sich etwas Mischwald, der Kamm trägt fast nur Fichtenbestände und zeigt am Nordhang zum Teil starke Umweltschäden infolge der Industriezusammenballung um Reichenbach. Der Gebirgskamm senkt sich von seiner höchsten Erhebung im Nordwesten, der Hohen Eule (Wielka Sowa), 1015 m, in fast gerader Linie nach Südost ab. Haupterhebungen sind: die Sonnenkoppe (Słoneczna), 952 m, die Ascherkoppe (Popielak), 856 m, der Hohe Stein (Wysokie Skałki), 815 m, die Strohhaube (Chochoł Wielki), 740 m, der "Donjon" der Festung Silberberg (Fort Rogowy), 686 m, und die Hügel von Wartha (Góry Bardzkie) über dem Neißetal. Auf diesem Rücken des Zentralmassivs von der Hohen Eule bis nach Silberberg verläuft der Hauptwanderweg. Nur wenige unbewachsene Felsen geben den Blick in die Ebene frei, insbesondere Otterstein (Bukowa Kalenica), 841 m, an der südlichen Abdeckung des Turmberges (Kalenica), nahe seinem Zwillingsgipfel, der Sonnenkoppe (Słoneczna).


Reichenbach


Lage


In der flachen Talaue der Peile (Piława), nahe dem Nordostfuß des Eulengebirges. Geschlossener Siedlungsbereich mit Langenbielau (Bielawa) und Peterswaldau (Pieszyce) als Zentrum der Textilindustrie.


Einwohner:


1939: 17 253 Deutsche auf 19.82 Quadtatkilometern

1997: 39 883 Polen auf 22.97 Quadratkilometern


Geschichte:


Das fruchtbare Gebiet von Reichenbach ist seit der Steinzeit besiedelt. Deutsche Stadtgründung vor 1230 als Mittelpunkt eines parallel zum Eulengebirge verlaufenden Siedlungsbandes von 4.5 km Breite und 20 km Länge, die typischen Waldhufendörfer am Gebirgsrand. 1350 Erwerb der Landvogtei, Gerichtsbarkeit im Weichbild mit ca. 30 Dörfern, Meilenrecht für Handwerk und Brauwesen, Salzmarkt und Zollerhebung. 1636 von 1300 Bürgern 756 Zunfthandwerker = 6000-7000 Einwohner. Als Kreisstadt unter Preußen unverminderte Bedeutung. 1790 Konvention von Reichenbach zwischen Preußen und Österreich (Abschluß im Wohnhaus des Kaufmanns von Sadebeck). 27. 6. 1813 in Reichenbach Koalitionsvertrag zwischen Preußen, Russland und Österreich gegen Napoleon. 1815-20 vorübergehend Sitz eines vierten schlesischen Regierungsbezirkes. 1945 keine Kriegszerstörungen, danach zunächst starke Vernachlässigung der Bausubstanz. Die Stadt hieß zuerst "Rychbach" , unbenannt 1946 nach dem bekannten Bienenforscher Dr. Johann Dzierżoń aus Karlsmarkt (Karłowice) in Oberschlesien.



Wirtschaft:


Im Mittelalter bedeutende Tuchmacherei. Im 15. und 17. Jahrhundert Blüte nach Umstellung auf Leinenherstellung. Im 18. Jahrhundert Verlagerung der Weberei in die Dörfer. Reichenbach wird Sitz der Leinen-Handelskaufleute.  Der erfolgreichste unter ihnen war Friedrich von Sadebeck (1741-1819). Er führte über Wien und Triest makedonische Baumwolle ein und ließ sie in den näheren und weiteren Umgebung auf den Dörfern verspinnen und auf etwa 850 Webstühlen zu Kattun und Cottonaden (baumwollene Leinwand) verweben. Ende des 18. Jahrhunderts bewirkte die Einfuhr der englischen Maschinengarne den Niedergang der Baumwollspinnerei in den Dörfern des Eulengebirges. Die Not der Weber führte 1844 zu dem Weberaufstand in Peterswaldau und Langenbielau, den Gerhart Hauptmann im Drama "Die Weber" 1891 wirklichkeitsnah gestaltete. Die Umstellung auf Textilfabriken führte vorwiegend zu Gründungen außerhalb von Reichenbach in Langenbielau und Peterswaldau. Reichenbach wurde Mittelpunkt dieser schlesischen Baumwollindustrie und war Sitz eines volk- und industrierereichen Kreises. Vor dem Kriege kamen Betriebe der Zellwollverarbeitung, eine Webstuhl- und eine Laktosefabrik sowie eine Mühle mit Großsilo-Anlagen hinzu, ferner Elektroindustrie, heute fortgeführt als Fabrik für Rundfunkgeräte "Diora". Nach 1945 weiterer Ausbau der großen Baumwollverarbeitungsbetriebe, Neubau einer Trabantenstadt im Süden.


Sehenswürdigkeiten


Am Ring ist besonders gut eine übersichtliche, planmäßige deutsche Stadtanlage auf kreisrundem Grundriß von 500 m Durchmesser zu sehen. Daneben sind große Teile des inneren Mauerringes aus Bruchsteinen erhalten geblieben. Der stärkere, äußere Mauerring, angelegt nach den Hussitenkriegen, machte Promenadenanlagen Platz. Solche Anlagen gibt es nur noch in Krakau. Das Rathaus in der Mitte des Ringes ist ein Neubau von 1871, erhalten blieb daneben die spätgotische Tuchhändlerhalle, ebenso der Turm des alten Rathauses, zuletzt 1616 erneuert, mit kupfergedeckter Haube.

Der Turm ist ein Meisterwerk des 16. Jahrhunderts. Einige Fassaden alter Bürgerhäuser am Ring sind erhalten und wurden 1960 restauriert, so ein Barockhaus mit schöner Fassade an der Ecke der Tränkstraße/Trenkstraße (ul. Krasickiego).

Einige Portale von Bürgerhäusern wurden beim Abbruch Ende des 19. Jahrhunderts gerettet und in die innere Stadtmauer eingesetzt, z. B. von Ring Nr. 1 ein Portal mit dem Wappensymbol der Stadt St. Georg zu Pferd tötet den Drachen jetzt an der Südwestseite der Altstadt.

Die katholische Kirche St. Georg in der Kirchstraße (ul. Kościelna) südöstlich des Ringes ist ein weithin sichtbares Wahrzeichen der Stadt. Sie wurde mit einigen aus dem 14. Jahrhundert stammenden Bauteilen 1550 spätgotisch vollendet, danach von den Protestanten in spätgotischen und Renaissanceformen bis 1612 entscheidend ausgebaut (Erhöhung des Mittelschiffs mit abschließendem Netzsterngewölbe). Für die Bestimmung als evangelische Predigtkirche baute Meister Balthasar Jentsch aus Liegnitz 1585 "die lange Vorkirche und das Schillerkohr", d. h. das zweite Südschiff, und im Innern die Zuhörerbühne. Die Innenausstattung stammt ebenfalls aus dieser Zeit: die Holzgeschnitzte Kanzel mit reichem Aufbau in Spätrenaissance-Formen und baldachinartig ausgebildetem Schalldeckel von 1609 sowie das sechsgeschossige Hochaltarwerk von 1615. Der Nordturm wurde erhöht und 1558 mit dem Knopf vollendet. Die Grabkapelle auf der Nordseite zeigt den Stil des Klassizismus von C. G. Langhans, am Fries die Jahreszahl 1810. An Grabepitaphen vom Ende des 16. Jahrhunderts ist die deutsche Inschrift noch teilweise lesbar.

Die evangelische Stadtpfarrkirche in der Świdnicka-Straße vor dem Schweidnitzer Tor, westlich des Ringes, wurde 1795-1798 nach Plänen von Carl Gotthard Langhans durch Leopold Niederäcker erbaut. Nach einem Brand im Jahre 1973, bei dem die Turmspitze vernichtet wurde, ist das Gotteshaus von der katholischen Gemeinde vollständig wiederhergestellt worden. Über dem hohen, säulenumrahmten Portal erhebt sich der quadratische Turm, neuklassizistisch aufgebaut mit geschweifter Haube. Der elliptische Innenraum mit drei Emporen und einfachem Kanzelaltar (Predigtkirche) wirkt durch seine Schlichtheit.

Von der Langhans-Kirche nach Norden vor der Stadtmauer auf dem früheren evangelischen Friedhof ist die Gruftkapelle der Familie von Sadebeck erhalten geblieben.





Quelle ---> die Kopiervorlagen des Lehrers Schatton (Bischofsheim, 1990)

Digitalisierung und Erweiterung ---> Marcin Perliński (2001)