czwartek, 30 listopada 2023

Ulepszona ultraczuła domowa laboratoryjna waga szalkowa Macieja Umińskiego (1977)

O domowych sposobach odważania była już mowa tutu and tutu.

Dziś "patent" na uzyskanie czułości i rozdzielczości wręcz "aptekarskiej", bo miligramowej:

opracowanie: Maciej Umiński ("Kalejdoskop Techniki" 2/1977)

Warto intensywnie "kopać" w starych PRL-owskich czasopismach dla dzieci i młodzieży, bo ich poziom był wyższy niż ten, czym legitymują się obecni "naukowcy", "eksperci", "specjaliści" czy "rzeczoznawcy", zwani przez pospolity lud po prostu "gadającymi głowami".


(Marcin Perliński)

Energia słoneczna w domowym laboratorium (1977)

O takich możliwościach informował młodych czytelników Pan Zbigniew Węglowski w "Kalejdoskopie Techniki" nr 8/1977:

rozkład (trującego!!!) tlenku rtęciowego, czyli wydzielenie czystego tlenu w temperaturze powyżej 400 stopni Celsjusza; doświadczenie to przeprowadził po raz pierwszy Joseph Priestley w roku 1774

Wszystko zależy od wielkości soczewki skupiającej, jednak generalnie wiele setek stopni Celsjusza nie jest problemem, a przy użyciu zwierciadła wklęsłego o średnicy rzędu 45 centymetrów (ogniskowa około 40 centymetrów) i większych można już wytapiać chrom i platynę (temperatury topnienia w okolicach prawie 2000 stopni Celsjusza), czym zajmowali się francuscy chemicy w czasach środkowego Gierka, kiedy przy pomocy soczewek i tzw. pieca słonecznego z tlenku chromowego uzyskiwali metaliczny chrom o czystości sięgającej 99.99% czy (również jedzący żabie udka) chemicy Macquer i Baumé, którzy w roku 1758 dokonali nie byle jakiego wyczynu, kiedy po raz pierwszy metodą "zwierciadlaną" wytopili czystą metaliczną platynę i udowodnili całemu światu, że jest to wartościowy metal szlachetny, a nie uciążliwe zanieczyszczenie, które wcześniej po prostu wyrzucano. 

Warto przypomnieć również słynne doświadczenie Lavoisiera, który w drugiej połowie XVIII wieku przy pomocy promieni słonecznych nie tylko spalił diament, uważany wcześniej za "niezniszczalny", ale i udowodnił, że efektem spalenia jest dwutlenek węgla, bo diament to najczystszy węgiel.

Dawne "słoneczne" zwierciadła skupiające były pokryte wypolerowaną warstewką cyny, późniejsze uzyskiwano już w oparciu o dający rewelacyjne efekty azotan srebra, a współcześni "domowi" eksperymentatorzy sięgają po gotowe zwykłe fabryczne tanie lustra, które tną szklarskim diamentem na ponumerowane mikrokwadraty i wyklejają nimi wewnętrzną powierzchnię czaszy anteny satelitarnej, dzięki czemu skupienie promieni słonecznych w jednym punkcie i uzyskanie wysokich temperatur jest nie tylko możliwe, ale i wręcz niebezpieczne.

Proponuję zacząć od prawdziwej porządnej szklanej soczewki skupiającej i kawałka klasycznej dawnej ołowiowej cyny do lutowania czy choćby najmniejszego wędkarskiego ciężarka ołowianego ...


(Marcin Perliński)

Butelka bolońska, czyli nie tak znowu odległa kuzynka kropli księcia Ruperta

ilustracja przedstawiająca butelkę bolońską z "Małego Leksykonu Konwersacyjnego Brockhausa" (1911)

Kolejna mało znana "wiedza tajemna" związana z "zamrożeniem" potężnych naprężeń molekularnych w ramach krzepnięcia szkła. Na niniejszym zablogowaniu była już mowa o kroplach księcia Ruperta, które wykorzystują podobne zasady "przechowania" naprężeń międzycząsteczkowych.

Butelka bolońska jest grubościennym flakonikiem szklanym o wysokości od około 8 do 25 centymetrów i posiada niezwykle "magiczne" właściwości, gdyż w jej dolny grubszy koniec można, w pewnych rozsądnych granicach oczywiście, "walić" młotkiem i nie ulegnie ona zniszczeniu, podczas gdy wystarczy do jej wnętrza/szyjki wrzucić np. ostrokrawędziowy odłamek krzemyka, aby głośno rozpadła się z prędkością ponaddźwiękową na proch, pył i drobne okruchy, podobnie jak to ma miejsce po odłamaniu ogonka kropli księcia Ruperta

Wszystkie metodologie produkcji butelek bolońskich nawiązują do studzenia bazującego na krzepnięciu "wnętrza i zewnętrza" płynnego rozżarzonego szkła przy zachowaniu odpowiedniej różnicy temperatur. Jedni "szklarze" pozwalają butelce dość wolno stygnąć w stosunkowo chłodnym otoczeniu, zazwyczaj na wolnym powietrzu, a inni gwałtownie przyspieszają ten proces innymi metodami (wentylator, polewanie wodą o ściśle określonej temperaturze). W obydwu przypadkach efekt końcowy będzie podobny, gdyż otrzymamy flakonik o nadzwyczajnych właściwościach, umożliwiający przeprowadzenie wybitnie spektakularnych zajęć szkolnych czy ekscytującego pokazu towarzyskiego.

Butelki bolońskie trudno znaleźć w muzeum, ponieważ ich cechą naturalną jest samozniszczenie, więc się po prostu nie zachowują do pokazania szerszej publiczności, a ich zakup odbywa się tylko na specjalne zamówienie z uwagi na fakt, że ich wytworzenie w warunkach amatorskich jest bardzo utrudnione (piec, piasek kwarcowy, dodatki kaustyczne, specjalistyczna wiedza z zakresu umiejętności wykonywania szkła laboratoryjnego).

wyjątkowo wysoka i okazała (25 cm) butelka bolońska oferowana na specjalne zamówienie przez firmę "Eduka"

Butelkę bolońską wynalazł w roku 1716 niejaki Asmadei, a opisał i spopularyzował ją, także komercyjnie, mieszkający, również przez pewien czas i w Bolonii, włoski statystyk i geograf Adriano Balbi. I to właśnie od nazwy tegoż "makarożernego" miasta pochodzi nazwa opisywanego w powyżu cudeńka, ponieważ to tamże rozpoczęła się jej światowa "kariera i popularność".


(Marcin Perliński)



Skarby znalezione w dzierżoniowskiej wieży (1790)

Kiedyś, tzn. w początkach istnienia "polskiego" Internetu, stworzyłem stronę "Przedwojenny Dzierżoniów", która obecnie nie jest już hostowana, bo KKI w swojej pierwotnej idealistycznej proedukacyjnej darmowo funkcjonującej formie przestał istnieć. We wspomnianym serwisie umieściłem bezcenne i sensacyjne jak na tamten moment materiały pochodzące z tzw. kapsuły czasu, zdemontowanej w ramach prowadzonych pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku prac remontowych na wieży dzierżoniowskiego ratusza. Materiały wspomniane otrzymałem od Mojego Wielce Szanownego Kolegi, Piotra Kwiatkowskiego, syna jeszcze bardziej znamienitego wieloletniego kronikarza i badacza-historyka, Pana Eugeniusza Kwiatkowskiego, zajmującego się dziejami ziemi dzierżoniowskiej.

Internet w tamtych czasach był komutowany, czyli wdzwaniany modemowo poprzez łącza telefoniczne, czyli bardzo drogi, czyli domorośli autorzy pierwszych pionierskich stron WWW, właśnie tacy jak ja, optymalizowali treści pod kątem wąskiego gardła, jakim były żenująco ślamazarne połączenia o teoretycznej prędkości maksymalnej zaledwie 56 kbs, więc skany nie mają "kosmicznej" rozdzielczości. Obecnie robiłbym to w "kalibrze" przynajmniej 1200 DPI, jednak czasu już nie cofnę, więc musi zostać tak, jak jest reuploadowane poniżej.

Najbardziej cennym znaleziskiem, jakie wydobyto z kopułki iglicowej wieży ratuszowej, były oryginalne (1790) szkice (sztychy?) Augusta Sadebecka (najznamienitszego mieszkańca ówczesnego Dzierżoniowa, właściciela zakładów włókienniczych).

Szkic (re)publikowany jest w formie podzielonej:

Część pierwsza przedstawia panoramę miasta od wschodu (Morgenseite) i zachodu (Abendseite) — obydwie z opisem w nieco już archaicznym języku niemieckim. 

Część druga ukazuje szkicowy plan miasta — również z niemieckojęzyczną legendą:

Kto dokładnie przyjrzy się powyższościom, na pewno znajdzie obiekty, których obecnie już nie ma, a może nawet i zlokalizuje punkt, z którego Sadebeck wykonywał swoje szkice. Uważam przy okazji, że może to być materiał na pracę semestralną, a "na upartego" nawet i licencjacką bądź ambitniejszą.

A rok 1790 był w historii Dzierżoniowa naprawdę wyjątkowy.


(Marcin Perliński)

wtorek, 28 listopada 2023

Cień na biegunie nie zmienia swojej długości (1954)

Spostrzeżenie J. I. Perelmana, genialnego światowej sławy popularyzatora "ścisłowej" promatematycznej koncepcji antytumanowościwzmiankowanego już zresztą na niniejszej blożynie przy innej okazji.

Oto ilustracja "wszystkomówiąca":

źródło: J. I. Perelman "Занимательная астрономия" (1954)

Niektóre fakty są tak oczywiste, że się o nich zazwyczaj nie wspomina, więc większość ludzi o nich nie wie.

Jakow (= Jakub) Izydorowicz był nieco bardziej odlegle spokrewniony z tym oto genialnym idealistą wdeptującym kapitalizm w glebę.


(Marcin Perliński)


niedziela, 26 listopada 2023

Unser Kaiser (1905) jako niegdysiejsza poprawność polityczna, tak samo obecna jak współcześnie

Skan niewielkiego fragmentu (moim zdaniem sakrucko dobrego) podręcznika wiedzy popularnej "Realienbuch" (z roku 1905), na którym się wychowałem.

Tekst jest dość wiernopoddańczą i ewidentnie propagandową zwięzłą biografią cesarza Wilhelma II (na takiej samej zasadzie nasi "dziennikarze" liżą jaja faryzejskim "politykom"). Można wykorzystać do ćwiczeń w czytaniu fraktury (= tzw. gotyku drukowanego) oraz dowiedzieć się co nieco o kulisach historii II Rzeszy.


(Marcin Perliński)


sobota, 25 listopada 2023

Bardzo historyczny kondensator powietrzny kątowy to mocno zapomniana prymitywna "odsiekierna" prostota, która ... po prostu działa (1928)

Nie zamierzam wychwalać pod niebiosa, bo liniowość czy logarytmiczność oraz dobroć takiej konstrukcji może być mniej lub bardziej "koślawa", jednak biorąc pod uwagę, że pochodzi totoż z czasów pionierskich radiotechniki, a ludzie ówcześni nie mieli dostępu do zaawansowanych materiałów i narzędzi, należy oddać tej koncepcji pełny należyty szacunek:

źródło: Władysław Jankowski "Podręcznik radjoamatora" (Lwów 1928)

źródło: Władysław Jankowski "Podręcznik radjoamatora" (Lwów 1928)

Pierwsze, co mi przychodzi do głowy w momencie spoglądania na takie ustrojstwo, to próba "nadawczego" wykorzystania w ramach budowy najtańszej możliwej skrzynki antenowej (i to nawet całkiem sporej mocy, o ile zadbamy o odstępy izolacyjne). Przypominam wszelkim potencjalnym radiomaniakom, że przy wyższych mocach mamy także i wyższe napięcia wielkiej częstotliwości, które "mniej kopią czy zabijają", a bardziej "grzeją i smażą", bo powyżej stu kiloherców energia płynie nie "przez ciało na wskroś", a po jego powierzchni, co (zwłaszcza powyżej 50 woltów peak-peak) może powodować oparzenia (prądami w.cz.), martwicę, poczernienie i obrzęki tkanek. Większe moce to większa odpowiedzialność za siebie i za innych!!! Jeśli coś się wydarzy, to długo moczymy paluszka czy dłoń w zimnej wodzie, a kiedy paskudny stan nie ustąpi, udajemy się do lekarza modląc się do Pana Boga, żeby nie trafić na młodego smartfoniarza, który o prawdziwych "radiowych" małopowierzchniowych punktowych oparzeniach wielkiej częstotliwości wie tyle samo, co ja "ogarniam" na temat sekwencjonowania genomu Yeti.

Robiłem wstępne próby i póki co są dość obiecujące.

A na wypadek zdarzeń apokaliptycznych taka wiedza może okazać się bezcenna.

doczytaj także tutu


(Marcin Perliński)


Encyklopedyczna niemiecka "kajzerowska" subiektywna charakterystyka fizjonomii oraz cech osobowościowych narodu polskiego w leksykonie Meyersa z początku XX wieku, czyli ciekawy i obecnie nieaktualny merytorycznie oraz niesprawiedliwie uogólniający artefakt historyczny

źródło: Meyers (1905), tom 16, strona 86

Szczupli blondyni, względnie szatyni z odstającymi kośćmi policzkowymi i lekko wygiętym nosem, skłonni do gniewu, niesolidności i swawoli, ale i obdarzeni szeregiem cech wartościowych typu lotność umysłu, ponadprzeciętna uprzejmość czy wrażliwość na piękno, przy czym autorzy leksykonu podkreślili "pozytywny" wpływ "cywilizacji niemieckiej" na Polaków z okolic Poznania jako tych "lepszych".

Cóż, faktem jest, że nie potrafiliśmy utrzymać swojej jedności, państwowości i niepodległości, więc "smród" poszedł za nami na całą Europę i musiały minąć dwa stulecia, zanim postrzeganie nas przez sąsiadów uległo diametralnej poprawie. Współcześnie niewiele już zostało z bismarckowsko-hakatowskiej, naprawdę skrajnie nieścisłej, oceny Polaków jako uogólnionego narodu.

Powyższy krzywdzący, subiektywny i nierzetelny materiał jest cennym przyczynkiem do ciekawych konwersatoriów dla studentów filologii germańskiej, polskiej, historii, socjologii, politologii, antropologii/etnologii, psychologii, a być może i psychiatrii. 

Może ktoś napisze choćby pracę semestralną lub ambitniejszą, porównującą ówczesne stereotypy dotyczące różnych nacji europejskich, które to "Meyers" wyspecyfikował aż nader dokładnie i ochoczo.


(Marcin Perliński)


piątek, 24 listopada 2023

Lokomotywowanie po teutońsku, czyli niezapomniane zajęcia językowe, czyli genialny przekład Heleny Lahr

Mało jest tak mistrzowskich przekładów, więc nauczyciele niemieckiego mogą się nawet poniekąd poczuć dumni, że dysponują aż tak spektakularnym materiałem dydaktycznym, a i bardziej zainteresowani uczniowie i studenci mogą skorzystać. 

Warto (kazać) nauczyć się, choćby fragmentu, na pamięć, bo młody mózg to sobie wyryje w neuronach i treść oraz onomatopeiczny rytm pozostaną w łepetynie na zawsze, więc i może niejeden germanista "się urodzi".

Tuwim Tuwimem, bo wiadomo, że geniusz i wirtuoz słowa, ale Helena Lahr pokazała jeszcze większe mistrzostwo, gdyż przenieść tak specyficzny wiersz na niwę zupełnie przeciwnego wibracyjnie języka to już na pewno nie byle co.

Istnieją przekłady alternatywne, ale że niniejszy stworzyła rówieśniczka oraz znajoma Tuwima, to i uznaję go za najbardziej "autoryzowany" i reprezentatywny.

link do pobrania

Polecam!


(Marcin Perliński)

Ultraprosta antena na 145 MHz (hamsiarskie pasmo 2m)

Jeden obraz powinien zastąpić tysiąc słów:


Proste, tanie, a na upartego nawet i za całkowite zero złotych. Sprawdza się jako nadawcza i odbiorcza.

Jedyna "wada" to konieczność ustawienia w żądanym kierunku, jednak ta niedogodność powinna być skompensowana sporym zyskiem sygnałowym. 

Przetestowane praktycznie, więc polecam. Im wyżej zainstalujemy, tym lepsze efekty. W moim wykonaniu zawieszenie tuż pod kalenicą na strychu okazało się wystarczająco dobre (wysokość około 9 metrów nad poziomem gruntu, czyli nadal ciut za nisko, ale już akceptowalnie).

Skoro dla pasma 2 m mamy 200 cm drutu, to dla pasma 70 cm ..., czyli wystarczy "ruszyć łebem", aby antenę tego typu przeskalować na inną częstotliwość. Dzieląc liczbę 300 przez "frekwencję" w megahercach otrzymujemy wynik w metrach (= długość fali/drutu).


(Marcin Perliński)

czwartek, 23 listopada 2023

Dobra książka na długie zimowe wieczory

źródło grafiki: rowohlt

Wielka szkoda, że dzieł Huberta Manii zdaje się ciągle nie przekłada się na język polski, ale dla znających niemiecki nie powinno to być żadną przeszkodą, ponieważ książki tego niewątpliwie kumatego gościa są dostępne w księgarniach wysyłkowych, antykwariatach oraz oczywiście w chyba najbardziej przystępnej cenowo postaci elektronicznej.

Czyta się toto jak sensacyjną powieść przygodową, a ilość przekazanej wiedzy specjalistycznej niemalże powala z nóg. Można "rozgryźć" Klaprotha, Skłodowską, Rutheforda, BohraMeitnerEinsteina, Fermiego, Heisenberga czy Oppenheimera. Można się dowiedzieć, że w Projekcie Manhattan złoto, pallad czy platyna były uważane za mało wartościowe obciążniki, którymi po prostu podpierano drzwi, żeby się nie zamykały, a chodziło o masywne kilkunastokilogramowe sztaby czy półsfery z tychże kruszców. Rzeczone "obciążniki" właściwie poniewierały się wszędzie, więc nikt ich nawet specjalnie jakoś nie pilnował i nazbyt pieczołowicie nie ewidencjonował, gdyż Robert Oppenheimer stworzył w Los Alamos niepowtarzalną atmosferę jako takiego twórczego naukowego egalitarnego idealizmu, będącego zaprzeczeniem obowiązującego współcześnie turbomaterialistycznego skomerszałego faryzeizmu).

Większej ilości faktów nie zdradzę, bo popsułbym czytelniczą "delektację".

Mam nadzieję, że pozycja ta kiedyś ukaże się w języku polskim.


(Marcin Perliński)

Ledowy indykator przepływu "amperażu" do stabilizatora 78xx i nie tylko

opracowanie: Andrzej Czernic (MT 1/1993)
Czyli kiedy energia jest odbierana, to czerwona diodka świeci, a kiedy "amperaż", czyli prąd, czyli znaczniejsze natężenie nie płynie, to LED gaśnie. Druga LED (zielona) świeci cały czas, tzn. dopóki układ jest pod napięciem, czyli również wtedy, kiedy nie są z niego pobierane żadne istotne miliampery.

Koncepcja znana i powszechna, adaptowalna także do prostowników, ładowarek. Rezystor mocy proponuję kupić lub jeszcze lepiej zrobić samodzielnie z drutu oporowego pozyskanego np. z lutownicy, żelazka, suszarki do włosów itd. itp.

Tranzystor dowolny uniwersalny krzemowy małej mocy małej częstotliwości o polaryzacji PNP, np. BC557 (pinout U-CBE), 2N3906 (pinout U-EBC) itp.

Zachęcam do eksperymentów oraz wykonania! A i fizyki można się poduczyć, ponieważ namacalnie doświadczamy zjawiska spadku i równoczesnego wydzielania się napięcia na rezystorze pomiarowym (= boczniku), czyli od razu "wykumamy" zasadę działania amperomierza.


(Marcin Perliński)

Koncepcja "Lux Lesebogen", czyli kiedy świat był jeszcze głodny wiedzy (1946 ... 1964)

Kuracja lekturowa tylko dla cyborgów z odpowiednio dużą ilością połączeń międzyneuronowych oraz nieokiełznaną żądzą wiedzy i nauki języka niemieckiego na poziomie okołofilologicznym (C1/C2; dla ambitniejszych maturzystów "rozszerzonych" również).

Wiedza ogólna, popularna, przystępna, niespotykana obecnie. Zdigitalizowany obszar około 140* broszurek dla ciekawych trochę starszego, bardziej klasycznego i normalnego świata (to jest wszystko z epoki przed globowiochą oraz najazdem elementów "europejskich" oraz "demokratycznych", 1946-1964).

* nie wszystkie, bo łącznie było tego ponad 400 broszurek, ale i tak znaczna ich część (każda stanowi oczywiście odrębny i niezależny materiał tematyczny)

Zaczęto to wydawać z inicjatywy amerykańskich władz okupacyjnych w Niemczech, ale Adolfy zrobiły to całkowicie po swojemu (tzn. jeszcze lepiej niż im to zlecono). Wychowało się na tym całe pokolenie (i kazano toto łebkom często czytać w szkołach).

Jeśli chcesz wrócić do starego spokojnie działającego świata, to zachęcam do pobuszowania.

Jeśli jesteś za konsumpcją, niebramińską płytką zabawą i nędzną wegetacją karmity, to zdecydowanie tego nie dotykaj.


(Marcin Perliński)

środa, 22 listopada 2023

Ściągacz do izolacji z kawałka stalowej taśmy do pakowania skrzyń (czasy Jaruzela)

Nada się oczywiście każda inna stalowa blacha sprężysta, jaka wpadnie Ci w łapy (lub samodzielnie zahartujesz zwykłą niesprężystą blachę, aby ją "usprężyścić").

opracowanie: Roman Kozak (najprawdopodobniej w "Kalejdoskopie Techniki")

Kiedyś nawet taki wykonałem, ale gdzieś mi go "wcięło". Sprawował się przyzwoicie, zwłaszcza w przypadku grubszych przewodów elektroinstalacyjnych.


(Marcin Perliński)


poniedziałek, 20 listopada 2023

Półwatowy głośnikowy odbiornik średniofalowy (JFET, opamp, cztery tranzystory)

Dla lubiących eksperymentować i znających język rosyjski.

źródło: Юный Техник 6/1985

źródło: Юный Техник 6/1985

Proponuję iść w stronę BF245A lub 2SK104, opampa zaadoptować w postaci współcześniejszej z nowym dopasowaniem wyprowadzeń (może połówka NE5532 już styknie, a jeśli nie, to dopierdyknąć drugą), a końcówkę mocy sklecić na BC337-40 oraz BC237-40. Dioda germanowa lub dać "szotkę", np. BAT85. Zasilanie z 6F22 to nieporozumienie, ale dwie połączone szeregowo baterie płaskie 3R12 (lub jeszcze lepiej alkaliczne 3LR12) nadadzą temu więcej sensu.

Układ fajny, prosty i wdzięczny, ale adaptacja do obecnie dostępnych elementów na pewno nie dla całkiem początkujących. Przeróbka na fale długie także w zasięgu ręki.

Pełna publikacja w formacie DJVU tutu.

Przykład współczesnej realizacji. Zapasowy mirror widełny z możliwością pobrania.

Na działkę czy do ogrodu w sam raz, ponieważ jest tam znacznie ciszej pod względem elektrosmogowym. Osoby, którym niniejszy projekt wydaje się przekombinowany, zawsze mogą iść tą sprawdzoną drogą.

Zachęcam do eksperymentów!


(Marcin Perliński)


Prosta "samorobna" sprężynowa waga laboratoryjna według Pana Stefana Sękowskiego (1967)

O sprawdzonym samodzielnym zastępowaniu profesjonalnej fabrycznej wagi laboratoryjnej była już mowa w odrębnym blogowpisie

A dziś o wadze sprężynowej, nie gwarantującej wprawdzie aptekarskiej miligramowej dokładności, ale za to dającej się wykonać i skalibrować siłami "kompletnego buraka cukrowego", czyli nawet przez osobę tak zacofaną umysłowo jak ja sam.

Sprężynka z długopisu (im starsza, bardziej PRL-owska, tym lepiej, bo skośne oczy obecnie dość słabo to hartują, bo na wszystkim oszczędzają). Kalibracja w oparciu o odważniki wypożyczone na moment ze szkoły lub apteki, wzgl. na bazie sprawdzonego i naprawdę niezawodnego konceptu masy własnej wody (1 ml = 1 g) lub w ostateczności przy pomocy paczuszek np. kwasku cytrynowego zakupionych w markecie, które mają na opakowaniu podane parametry wagowe netto wraz z tolerancją. W zależności od użytej sprężynki długopisowej lub podobnej będziemy mogli ważyć odczynniki do około pięćdziesięciu ... stu gramów, co w warunkach domowego kącika chemicznego, jubilerskiego, winiarskiego czy nawet kuchenno-gastronomicznego powinno być na początek w zupełności wystarczające.

źródło: Stefan Sękowski "Moje laboratorium", część pierwsza

Zachęcam do sięgania do książek Pana Stefana Sękowskiego. Są nadal dostępne w antykwariatach oraz ewentualnie w postaci zdigitalizowanej w Internecie. Smutni panowie tej literatury nie pochwalają, ponieważ otwiera umysł, dlatego tym bardziej warto się nią zainteresować.

Aha, waga sprężynowa może wykazywać nieznaczne odchyłki, jeśli przewieziemy ją na radykalnie inną szerokość geograficzną. Po przeprowadzce do Oslo, na Islandię, w Himalaje, do Murmańska czy na Antarktydę trzeba będzie ją (ewentualnie) ponownie skalibrować, ponieważ jej wskazania są zależne od wartości przyspieszenia ziemskiego, które na innych szerokościach geograficznych ulega minimalnym fluktuacjom.

Działa bez smartfona i bez prądu!

Wynalazcą tego urządzenia jest słynny uczony radziecki, Jurij Polikarpowicz Sprężynow. Oczywiście żartuję ...

Aha, tego rodzaju waga raczej słabo nadaje się do większości zastosowań farmaceutycznych!!!

Mimo pewnych niedoskonałości polecam!!!

ulepszona waga szalkowa 


(Marcin Perliński)

sobota, 18 listopada 2023

Prostownik buforowy (= permanentny podładowek) do akumulatora ołowiowego, najlepiej żelowego

inspiracja: Lars Krüger

Można sięgnąć po standardową edycję TL431 lub ulepszony wariant działający stabilnie w większym przedziale temperatur. Można użyć różnych tranzystorów mocy oraz różnych zasilaczy wtyczkowych podających napięcie do tego układu (15 ... 18 V). Dioda 1N4007 nie jest obowiązkowa, ale będzie z nią bezpieczniej, bo nie "wychylimy się" poza ryzykowny próg powyżej 13.8 V. 

Koncepcja jest taka, że jeśli do aku ołowiowego dostarczyć pewne stabilne precyzyjnie niezmienne napięcie 13.5 ... 13.8 V, to można tego akumulatora nie odpinać od ładowarki, bo "sam będzie dbał o siebie", czyli nigdy samoistnie się nie rozładuje, nie przeładuje, elektrolit się w nim nie "zagotuje" i nie wygazuje.

Jeśli użyjemy standardowego TL431CLP, to podładowywarka będzie mogła być użytkowana w temperaturach bardziej "pokojowych" (czyli od zera do plus siedemdziesięciu stopni Celsjusza). Jeśli zdobędziemy TL431AIZ, to ustrojstwo będzie śmigać nawet i w paskudnych ekstremalnych warunkach zewnętrznych (od minus czterdziestu do plus osiemdziesięciu stopni Celsjusza).

Powyższa koncepcja jest typowym układem LDO, co spełnia się najdobitniej, jeśli zrezygnujemy z diody 1N4007. Maksymalny "amperaż" wypluwany przez układ można zwiększyć modyfikując wartość rezystora między bazą a kolektorem oraz zaopatrując tranzystor w stosowny radiator. Ustrojstwo jest odporne na zwarcia trwające dłużej niż 10 sekund (tej ostatniej funkcjonalności nigdy nie testowałem, bo staram się nie mieć inklinacji sadystycznych, gdyż kryształ krzemu w tranzystorze to przecież także istota żywa).

Na diodzie 1N4007 można nawet równolegle dopierdyknąć włącznik ją zwierający (= mostkujący), dzięki czemu będzie można ładować aku w nienadzorowanym szybko napełniającym energią trybie cyklicznym 13.8 V ... 14.4 V (= dioda zwarta, zmostkowana) lub buforowym lub nawet poniżej niego 13.1 V ... 13.7 V (dioda bez mostkowania). Proponuję na włączniku mostkującym zrobić sobie napisy NORMAL oraz TURBO oraz ewentualnie dołożyć jeszcze czerwoną migającą diodę LED, sygnalizującą bardziej ryzykowny tryb TURBO.

Aha, jeśli z Twojego akumulatora żelowego energia nie jest odbierana na bieżąco, czyli kiedy nie jest on w żadnej formie obciążany przez okres dłuższy niż 24 godziny, to można ustalić napięcie nawet na poziomie 13.4 V.

W dwudziestym wieku poczta szwajcarska do awaryjnego zasilania obsługiwanej przez siebie krajowej kablowej (= stacjonarnej) sieci telefonicznej korzystała z akumulatorów ołowiowych użytkowanych w trybie buforowym. Ich żywotność dochodziła do 14 ... 16 lat, jednak mniej więcej w połowie tego czasu przepłukiwali je, odsiarczali i napełniali nowym świeżym elektrolitem.

rozwiązanie dla Li-Ion 


(Marcin Perliński)


Syrena na LM358 z podtrzymaniem wycia na 5 sekund od chwili naciśnięcia (i zwolnienia) przycisku dzwonkowego

Na "trochę chamski" dzwonek do domu od biedy ujdzie, ale przede wszystkim jako alarm oraz do wielu innych zastosowań sygnalizacyjnych.


Tranzystor nie jest krytyczny. 2N2222 czy popularny BC337 także tu się nada. Stałą RC można manipulować, napięcie podnieść może nawet i do 12 V lub dodać "sakrucki pogłaśniacz" na czterech tranzystorach, taki jak w tym wątku.

Pomysł akurat z bloga takiegoż oto, choć idea tworzenia wyjców na opampach jest powszechnie rozprzestrzeniona. Przewagą niniejszej koncepcji jest duża głośność uzyskiwana nawet z tak niewydajnego prądowo i pojemnościowo "dziadostwa" jak bateria 6F22.

Zachęcam przynajmniej do zapoznania się ze schematem!!!


(Marcin Perliński)


Sprawdzony działający układ zabezpieczający akumulator ołowiowy przed zbyt głębokim rozładowaniem

inspiracja: electrohobby.ru

Odcina przekaźnikiem. Kiedy "przepuszcza" prąd do obciążenia, to samo z siebie "żre" około 30 ... 40 mA (do tego dodaje się jeszcze oczywiście "amperaż" konsumowany przez samo obciążenie), a kiedy przekaźnik "puści", czyli odłączy obciążenie, to zabezpieczenie pobiera około 12 mA. Jeśli komuś takie parametry spoczynkowe nie odpowiadają, to niech spróbuje proporcjonalnie zwiększyć wartości oporników (stałych), dzięki czemu "spoczynek" powinien spaść do kilku miliamperów.

Jest to bardzo popularny sprawdzony skuteczny układ cut-off.

Kalibracja polega na podpięciu zamiast akumulatora zasilacza regulowanego ustawionego np. na 11.5 V oraz ustaleniu progu odłączania przy pomocy potencjometru 20 kΩ.

Przetestowane praktycznie, więc polecam.

doczytaj dla Li-Ion


(Marcin Perliński)

piątek, 17 listopada 2023

Progi napięciowe dla akumulatorów ołowiowych

Na niniejszym zablogowaniu był już wpis dotyczący akumulatorów kadmowo-niklowych, niklowo-wodorkowych oraz litowo-jonowych

Dziś kolej na najpowszechniejszy i najbardziej klasyczny akumulator kwasowo-ołowiowy:



(Marcin Perliński)


Archiwariusz olimpiadowy teutoński (1982 → 2022)

 

Zbierane i digitalizowane latami przeze mnie, Pana Pawła Grabowskiego, Panią Kasię Brzozowską oraz oczywiście przez twórcę większości zadań i opiekuna tegoż ponad czterdziestopięcioletniego już obecnie projektu, tudzież wszelkich jego zasobów, Pana Piotra Jankowiaka z UAM-u we własnej osobie.

Obecnie zainteresowanie językiem teutońskim spadło drastycznie. Przegrał z anglosaską przodozgryzością. Trochę szkoda, ale nie ma się co załamywać, bo dla Polaków jest to nadal drugi istotny język obcy, a ile się ich zna, tyle razy się jest człowiekiem (takaż luźna parafraza na podstawie słynnego cytatu z Goethego).

Łącznie powinno być tego 70 testów z różnych lat. Niektóre są z kluczem, nierzadko intencjonalnie tworzonym przeze mnie, bo nie zawsze mieliśmy dostęp do oficjalnego oryginału, a inne bez sugerowanych rozwiązań.

Dla mnie ten konkurs to istotna determinanta, która ukształtowała moje (oraz nie tylko moje) życie i oddziaływuje na nie do dziś.

Polecam belfrom, potencjalnym uczestnikom i samoukom!

rarpaczka do pobrania

48 OOJN, etap szkolny, zadanie pierwsze 


(Marcin Perliński)


czwartek, 16 listopada 2023

Przerywacz chemiczny do cewki Rühmkorffa daje lepsze efekty od elektromechanicznego (1956)

opracowanie: Witold Kozak (1956)

opracowanie: Witold Kozak (1956)

Coś dla ludzi budujących amatorskie induktory, aparaty rentgenowskie, nadajniki iskrowe, zdalne sterowania zbliżone do topologii łodzi Tesli itd. Kilka kiloherców, a więc lepiej od setek przerw na sekundę, jakie uzyskuje się z elektromagnetycznego przerywacza stykowego (= mechanicznego)!!!

Elektrolit do akumulatorów samochodowych jest nadal łatwo dostępny, a ołowiu jeszcze do końca nie zakazali, więc warto się zainteresować wykonaniem.

materiał doprecyzowujący

Takie wspaniałe archiwalne artefakty w stylu retro wykopałem na chomiku należącym do kolegi SP5LJ.

UWAGA!!! Kwas siarkowy, nawet rozcieńczony w postaci elektrolitu samochodowego, jest nadal drażniący i żrący!!! Chroń oczy, skórę i ubrania!!! Projekt nie nadaje się dla współczesnych dzieci i młodzieży!!!


(Marcin Perliński)


Dość bezpieczny prostownik chemiczny inżyniera Konrada Widelskiego, czyli ołów, alu, soda i woda, czyli 16 V AC na 4 V DC (1962)

W powojennej rzeczywistości młodzi pasjonaci "majsterkomistrzostwa" nie mieli łatwego dostępu do lamp elektronowych, prostowników selenowych czy dopiero "raczkujących" diod półprzewodnikowych, ale w ich zasięgu były transformatorki dzwonkowe, blacha, kable, pałeczki węglowe wydłubane ze starych baterii oraz różne popularne tanie odczynniki chemiczne, więc budowali bardzo wdzięczne proste kilkuwoltowe akumulatory gazowe na bazie mikroporowatego węgla aktywnego i rozpuszczonej w wodzie soli czy "bawili się" w efektowną galwanotechnikę domową, a do tego wszystkiego potrzebny był tanio pozyskiwany i niemal bez przerwy płynący prąd stały.

Dzisiejszy blogowpisek przywołuje względnie bezpieczny historyczny sposób wykonania prostownika elektrochemicznego bez sięgania po groźne żrące substancje w postaci stężonych kwasów czy zasad:

opracowanie: Konrad Widelski (1962)

opracowanie: Konrad Widelski (1962)

Powyższy "patent" umożliwia osiągnięcie prądów na poziomie wielu setek miliamperów (a z lepszym trafem czy dwoma silniejszymi watowo trafami nawet do około ampera), więc można tym czymś było zasilać ówczesne żaróweczki latarkowe (3.5 V) lub miniaturowe silniczki "Silma", montowane np. w zabawkach dla dzieci.

Osoby bardziej zaawansowane i ciekawe (wszech)świata oraz spragnione wiedzy odsyłam do książek Pana Stefana Sękowskiego, w których opisano budowę bardziej "wyczynowych" prostowników elektrochemicznych znacznie większej mocy, bazujących na niebezpieczniejszych odczynnikach.
 
UWAGA!!! Po stronie pierwotnej (= sieciowej) transformatorków dzwonkowych występują napięcia niebezpieczne dla zdrowia i życia!!! Przed uruchomieniem pokaż ten projekt nauczycielowi fizyki w szkole lub elektrykowi z uprawnieniami!!! Strona pierwotna powinna być zabezpieczona, zaizolowana, trafo hermetyczne oraz zaopatrzone w stosowny dedykowany bezpiecznik topikowy!!!


(Marcin Perliński)

środa, 15 listopada 2023

Fajowe TDO do 100 MHz spox, ma modulator 1 kHz, ma wyjście pomiarowo-sygnałowe (Andrzej Janeczek, 1995)

Wprowadzenie do koncepcji GDO/TDO. Istnieje przynajmniej kilkadziesiąt sposobów praktycznego wykorzystania takiego przyrządu, np. strojenie odbiorników, nadajników, filtrów, generatorów, anten, pomiar częstotliwości, pojemności, indukcyjności, dobroci itd. itp. Zapomniane analogowe czasy!!! Warto pokopać w Internecie!!! Podstawowa zasada jest taka, że TDO/GDO jest generatorem lub falomierzem absorbcyjnym (czyli z zasilaniem lub bez zasilania), a kiedy do jego cewki LC drgającej na częstotliwości np. 10.7 MHz zbliżymy na kilka centymetrów inny obwód rezonansowy LC nastrojony także na 10.7 MHz, to ten zbliżony obwód LC odbierze układowi GDO/TDO część energii/amplitudy drgań, więc wskazówka mikroamperomierza wyraźnie opadnie/szarpnie w dół/w tył. To "padnięcie" w dół to tzw. "dip", co powinno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego przyrząd nazywa się Trans Dip Oscillator.

Swojego osobistego "pająkowego przyrząda" żem zrobił akurat jeszcze na UL1321, ale że pewnie obecnie będą problemy z nabyciem tego scalaka, to dorysowałem tabelkę zamiany pinów na LM358 (lub NE5532) oraz info o tym, czym zastąpić wewnętrzny pokładowy tranzystor wtopiony w "bebechy" UL1321. Osoby zamiennikujące będą ewentualnie musiały jeszcze nieco obniżyć napięcie zasilania.

Cewki se robimy do rezonansu z kondziorem zmiennym, np. dla pasma 80-metrowego będzie to indukcyjność w okolicach 10 mikrohenrów.

Do wyjścia pomiarowego możemy podłączyć jakąś f-miarkę (oczywiście poprzez stosowny przedwzmacniacz z formatorem prostokąta z poziomami TTL) lub choćby poprzez jakiś jednotranzystorowy separator, dzięki któremu sygnał i zasięg naszego TDO "nie oklapnie". Podłączenie częstotliwościomierza lub oscyloskopu spowoduje, że będziemy mogli znacznie dokładniej się dowiedzieć, jaka jest częstotliwość, bo wyskalowanie na podziałce kondensatora zmiennego na pewno nie będzie aż tak aptekarsko precyzyjne. 

A dzięki (nieobowiązkowemu) modulatorowi będzie można dokładnie identyfikować sygnał przy pomocy strojonych odbiorników, a nawet przekształcić nasze TDO w prościutki nadajnik telegraficzny bardzo małej mocy z nietypową modulacją toniczną, wykorzystywalny także jako nadajniczek AM z nałożoną na nośną sygnałem akustycznym 1 kHz, a po wyłączeniu modulatora jako klasyczny nadajnik telegraficzny CW z mało imponującą stabilnością częstotliwościową.

Wyjście pomiarowe można oczywiście również wykorzystać jako sygnałowe, choć lepszym posunięciem wydaje się nałożenie na cewkę np. dwuzwojowego "linku" (uzwojenia sprzęgającego) i galwaniczne pobieranie sygnału w taki właśnie sposób.

jeszcze jedno ciekawe TDO


(Marcin Perliński)


Trzepoczący się na wietrze paskowo-gumowy pióropuszowy tłumik wibracji do masztów oraz anten pionowych (1966)

Bierze się względnie masywne gumowe paski o grubości przynajmniej 3 ... 7 mm oraz długości do około 15 centymetrów, pozyskane np. z rozciętego wzdłużnie węża ogrodowego czy hydraulicznego. Montuje się toto przy pomocy obejmy, bacząc na to, aby górny kraniec pasków gumowych znalazł się 5 cm poniżej górnego krańca masztu/anteny.

Układ w sposób istotny zmniejsza poziom wibracji i naprężeń mechanicznych oddziałujących na pracującą na wietrze antenę pionową czy wysięgnik (tzw. boom) dowolnej innej anteny na nim zainstalowanej, co skutkuje zauważalnym wielokrotnym przedłużeniem trwałości całej konstrukcji ze względu na mniejsze zmęczenie materiałowe. 

Dodatkowym bonusem zdaje się również być hipotetyczny efekt "strachowróblowy" (dla mnie osobiście mało przekonujący, bo zauważyłem, że ptaszyny prędzej czy później przyzwyczają się do wszystkiego).

Koncepcję opisano w "Electronic Design" z sierpnia roku 1966, a polska wzmianka pojawiła się w "Biuletynie PZK" w sierpniu roku 1971.


(Marcin Perliński)


"Odkłócanie" telewizora, czyli "wycinanie syfu" wchodzącego z KF, czyli filtr górnoprzepustowy

Czasami sąsiedzi krótkofalowców narzekają na zakłócenia TVI. Jednym z najpewniejszych środków zaradczych jest w takiej sytuacji zmontowanie bardzo prostego i skutecznego filtru górnoprzepustowego (HPF) i zainstalowanie go tuż przy telewizorze sąsiada. Filtr powinien być zaekranowany. Takie ustrojstwo przepuszcza zakresy VHF/UHF (np. 190 ... 700 MHz), a radykalnie osłabia KF (np. do 30 MHz).

Koncept powielany w prasie i literaturze od dziesięcioleci. Ten akurat adolfowy przykład pochodzi z czasopisma QSP 9/2014 (polska zajawka w czasopiśmie "Świat Radio" 6/2016).

Sprawdzone organoleptycznie, więc rekomenduję.

materiał uzupełniający, poruszający również odfiltrowywanie zakłóceń z pasma VHF


(Marcin Perliński)

wtorek, 14 listopada 2023

Prosty przeciwzakłóceniowy bifilarny ekranowany filtr sieciowy tłumiący "syf w.cz." występujący "w zasilających kablach domowych" (1971)


To coś obmyślił brytyjski "hamsior" G3SYC (przypuszczalnie Brian Booth).

Się owoż robi na antenowym pręcie ferrytowym o średnicy 8 lub 10 mm. Dajemy bifilarnie 33 zwoje drutem izolowanym w igelicie czy PCW, średnica drutu 1 mm, ciasno nawinięte na długości około 8.5 cm. Całość wpierniczamy do blaszanej obudowy ekranującej, którą warto dodatkowo odpowiednio uziemić lub choćby poprawnie umasowić oraz zaizolować od zewnętrznej strony, aby radykalnie podnieść bezpieczeństwo użytkowania.

Polska "zajawka" na powyższy temat ukazała się w Biuletynie PZK 8/1971. Opis redagował najprawdopodobniej nieodżałowanej pamięci Wiktor Chojnacki (SP5QU).

Ze względu na niebywałą prostotę i wysoką skuteczność nadzwyczaj gorliwie polecam.

UWAGA NA WYSOKIE NAPIĘCIE!!! SKONSULTUJ SIĘ Z ELEKTRYKIEM Z UPRAWNIENIAMI!!! MOŻLIWOŚĆ WYWOŁANIA POŻARU LUB NATYCHMIASTOWEJ ŚMIERCI!!!

Taki filtr powinien teoretycznie "wyrabiać się" z mocami do 500 ... 600 watów. Jeśli będzie potrzebna większa zdolność przenoszenia "amperażu", to doczytaj se tutu oraz ewentualnie proporcjonalnie przeskaluj układ.

Przy współczesnym poziomie zakłóceń warto również rozważyć instalację kondensatorów innej pojemności lub nawinięcie zmodyfikowanej ilości zwojów.

No i jeszcze jedna uwaga: Rezystory rozładowujące jednomegaomowe ćwierćwatowe (tzw. bleedery) równolegle do kondziorów bardzo mocno wskazane!!!

współcześniejszy układ

przedwojenne rozwiązania 


(Marcin Perliński)

sobota, 11 listopada 2023

Sprawdzony uniwersalny efekt dźwiękowy na dwóch 555 (syrena, kanarek, ptaszek itp.)

Układ znany i sprawdzony, z relatywnie niewielką liczbą elementów oraz ogromną ilością możliwych do wygenerowania "zjawisk akustycznych":

inspiracja: electrohobby.ru

przykładowy dźwięk

555 jest w stanie podawać na swoim wyjściu do 200 mA, czyli można stworzyć nawet głośno wyjące ustrojstwo. Pojemność "elektrolita" podającego sygnał na głośnik można ewentualnie zmodyfikować. Można także "kombinować" z dodatkowym separatorem czy stopniem mocy audio na tranzystorze lub kilku tranzystorach.

Oto przykład radykalnego zwiększenia mocy (głośności):

opracowanie: Tomas Zeman, Jiri Vodraska (AR 1/90), tranzystory półamperowe z "betą" w przedziale 90 ... 300

Więcej informacji tutajże.

Inny ciekawy efekt dźwiękowy.


(Marcin Perliński)


piątek, 10 listopada 2023

Odymianie kwarcu parami jodu w celu obniżenia jego częstotliwości roboczej — niezbyt trwały efekt, ale niektórzy nadal stosują

Po prostu wypada powiedzieć i o tym sposobie, skoro była już mowa o odsrebrzaniu i dosrebrzaniu oraz traktowaniu wodą z cytryną.


  1. Se kupujemy u aptekarza małą flaszeczkę jodyny.

  2. Bierzemy zwitek zrobiony z "taśmy życia" (= papieru toaletowego) i jego rożek nasączamy jodyną.

  3. Czekamy na wyschnięcie zwitka.

  4. Teraz robimy test wstępny, czyli podgrzewamy miejsce nasączenia lutownicą (najlepiej transformatorową). Jeśli zadymi wyraźnie na żółto, to jesteśmy na dobrej drodze i możemy przystąpić do kolejnych kroków.

  5. Bardzo ostrożnie rozlutowujemy obudowę kwarcu (najlepiej dawniejszego wysokiego, bo z współczesnym niskim może być znacznie trudniej) i wyciągamy kwarc w taki sposób, aby ujrzeć półprzezroczysty kwarcowy krążek wraz z napylonymi okładzinami srebrnymi.

  6. Mocujemy "bebechy" kwarcu w jakimś trzymadełku w taki sposób, aby móc porządnie odymiać obie jego strony (chodzi o odymianie "od dołu"). Najłatwiej jest powiesić czy unieruchomić kwarc za nóżki, czyli za jego wyprowadzenia.

  7. Odymiamy kwarc według opisu z punktu czwartego (= patrz powyżej) przez jakieś 2 ... 3 sekundy oraz sprawdzamy efekt naszego zabiegu testując rezonator w układzie docelowym lub w testerze podłączonym do jakiejś f-miarki czy oscyla.

  8. Powyższy punkt nr 7 powtarzamy kilkukrotnie korzystając każdorazowo z nowego zwitka papierowo-toaletowego aż do uzyskania żądanej częstotliwości. Będą to w najlepszym razie setki kiloherców przeciągnięte w dół. Z reguły takie odymianie daje się przeprowadzić jakieś 3 ... 4 razy bez popsucia aktywności (= amplitudy) drgań kwarcu. Jeśli zauważymy, np. na ekranie oscyloskopu lub na podstawie wskazań sondy wielkiej częstotliwości, że amplituda zaczyna spadać, to musimy zakończyć odymianie, bo jesteśmy na progu trwałego popsucia kwarcu.

Metoda stara, sprawdzona wielokrotnie (choć akurat nie przeze mnie osobiście, bo korzystam z innych sztuczek). Jej wadą jest fakt, że kwarc po kilku miesiącach czy latach może zacząć tracić swoje przeciągnięcie, ponieważ w warunkach domowych trudno go ponownie idealnie zahermetyzować (nie wiem, może "sprytne" i ostrożne zalanie parafiną go nie popsuje nie niszcząc efektu przeciągnięcia — może ktoś poeksperymentuje). 

A może komuś w warunkach amatorskich uda się wypełnienie wnętrza obudowy np. argonem ...
 
 

(Marcin Perliński)

Przestrajanie kwarców (woda z cytryną, opis 1978)

W nawiązaniu do wcześniejszego blogowpisania:

źródło: Biuletyn PZK 7/1978,
opracowanie: SP9HWS

Dla współczesnych kwarców wysokich w obudowach HC49U proponowałbym podzielić te kilkanaście miliamperów przez dwa lub nawet trzy.

Sól kuchenna (chlorek sodu) to oczywiście NaCl (w powyższym tekście źródłowym jest przypuszczalnie chochlik drukarski). Oczywiście sól kuchenna jest w tymże "patencie" niepotrzebna, a autor jedynie nawiązał do innych alternatywnych (gorszych) metod chemicznego "kwarcoprzeciągania".

Chciałbym ocalić powyższą sprawdzoną wiedzę naszych Ojców, Dziadów i Pradziadów od zapomnienia.


(Marcin Perliński)

czwartek, 9 listopada 2023

Łatwe amatorskie sprawdzone dosrebrzanie lub odsrebrzanie kwarców w celu obniżenia lub podwyższenia ich częstotliwości

typowy kwarc "wysoki" w obudowie HC49U, najlepiej nadający się do galwanotechnicznego "przeciągania"

Tutu moje notatki, które wykorzystałem osobiście i potwierdzam, że to działa:

Bierzemy klasyczny dawny kwarc w obudowie wysokiej i ścinamy mu czubek kapturka. 

Powstanie otwór, do którego wlewamy wodę, a do wody wkładamy kawałek srebra przyczepiony do przewodu zasilającego (robimy to poprzez opornik około 820-omowy). Drugi przewód podłączamy do nóżek kwarcu. 

Do zasilania użyjemy ogniwa 3.7 V (lub 4.5 V). W zależności od tego, czy chcemy podnieść czy obniżyć częstotliwość kwarcu, podłączamy minus do srebra lub do nóżek (patrz moje gryzmoły). Prąd włączamy najpierw na 5 ... 7 sekund, a po tym wodę wylewamy i wnętrze kwarcu suszymy suszarką do włosów. Po wystudzeniu kwarcu testujemy jego częstotliwość np. odpowiednim przyrządem. Jeśli wszystko przeprowadziliśmy poprawnie, to powinniśmy uzyskać zmianę np. kilkunastu kiloherców

Jeśli zakres zmiany jest niewystarczający, to całą procedurę powtarzamy jeszcze maksymalnie dwukrotnie (przykładowe czasy dla kwarcu 27 MHz odczytasz z moich notatek). Nie należy galwanotechnicznie "przeciągać" kwarcu o więcej niż sto kilkadziesiąt kiloherców

Po ostatecznym zakończeniu procedury czubek kapturka kwarcu umieszczamy z powrotem na swoim miejscu (można ostrożnie zalutować lub jeszcze lepiej zamknąć klejem epoksydowym).

Oprócz trwałego permanentnego "przeciągania" galwanotechnicznego istnieje jeszcze bardziej klasyczne "przeciąganie" poprzez dołączanie do kwarcu pojemności (np. trymera) lub indukcyjności. Takie klasyczne "przeciągnięcie" umożliwia osiągnięcie stabilnej zmiany częstotliwości zaledwie o kilka (rzadziej o kilkanaście lub więcej) kiloherców. Stara przedwojenna krótkofalarska zasada powiada, "że ile megaherców, tyle kiloherców", jednak nie zawsze jest aż tak dobrze, bo istnieją kwarce mniej lub bardziej "chętne" oraz wykonane w oparciu o różne osie cięcia kryształu.

Polecam obie możliwości, zwłaszcza że można je łączyć ze sobą.

Istnieją jeszcze dalsze metody galwanotechniczne (woda z cytryną; podobno bardzo trwała, bo nowa "f" nie zmieni się po wielu latach) lub resublimacyjne (okadzanie parami jodu), a nawet najbardziej zaawansowany "patent" polegający na "szlifowaniu kwarcu", ale to akurat tematy na odrębne blogowpisy.

zapoznaj się z materiałem praktycznym


(Marcin Perliński)

środa, 8 listopada 2023

Archiwalne wstępniaki germanistyczne

jedno z zadań z kolegium siedleckiego (2001)

Dla samouków, belfrów, olimpijczyków, lektorów i Bóg wie kogo jeszcze. 

Zbierane latami z najróżniejszych źródeł. 

Przydatność tego jest już obecnie mniejsza, bo egzaminy wstępne w dawnej formie odeszły do lamusa, ale wartość dydaktyczna i poznawcza pozostaje.

zalinkowanie

Polecam!


(Marcin Perliński)

wtorek, 7 listopada 2023

"Ziemia na nowo rozbudzona" — zbiór reportaży o ziemi dzierżoniowskiej pod redakcją Dionizego Sidorskiego, z fotosami Stanisława Wasilewicza (1972), OCR, PDF, 300 DPI

płótniana oprawa, tuż pod obwolutą, której już obecnie nie ma

plik PDF (39 MB), "zrychtowany" na zasadzie OCR under Image (300 DPI) pobieramy tutu

zapasowy awaryjny mirrorek również na mojej chomiczynie  

Osiedle Kolorowe w Dzierżoniowie
we wczesnej fazie swojego istnienia
fotografia:
Stanisław Wasilewicz

Jest to chyba najlepsza wspomnieniowa monografia ziemi dzierżoniowskiej, jaką kiedykolwiek wydano. Znakomite teksty różnych autorów, które zebrał Pan Dionizy Sidorski oraz czterdzieści korespondujących artystycznych fotosów Mojego Sąsiada, Pana Stanisława Wasilewicza.

Wspomnienia osadników, pionierów przemysłu, milicjantów, działaczy politycznych, żołnierzy wracających z frontu, robotników przymusowych, propagatorów kulturalnych, aktorów, artystów, bibliotekarzy, nauczycieli, społeczników, robotników i "zwykłych" ludzi. 

Publikacja odnosi się do całej ziemi dzierżoniowskiej, czyli zagłębimy się również w dziejach oraz osobistych retrospekcjach związanych z Niemczą, Bielawą, Pieszycami itd. itp.

Gwarantuję, że będzie to pasjonująca lektura!!! No i foty Pana Wasilewicza znakomite!!!

ośnieżone Góry Sowie
fotografia:
Stanisław Wasilewicz

Ówczesną epoką obecnie gardzi się, nazywając ją "czasami słusznie minionymi", co jest absurdalne, nieprawdziwe, podłe, nikczemne i świadczy tylko o braku inteligencji osób takie zarzuty formułujących.

Kto przejrzy i przeczyta, od razu zrozumie to, co mam na myśli.

zabytkowa brama w Niemczy
fotografia: Stanisław Wasilewicz

Miałem kiedyś własny wolumin, ale przepadł w odmętach historii, więc postarałem się o ostatni egzemplarz biblioteczny, jaki jeszcze przetrwał w naszym mieście i zeskanowałem go przy pomocy baaardzo zabytkowego urządzenia wielofunkcyjnego "Epson", któreż to w czasie wieczornego spaceru znalazłem dosłownie na ulicy, ponieważ ktoś "wywalił", bo mu tuszu zabrakło, ale skaner śmiga (przynajmniej pod Linuksem), więc mogę od czasu do czasu zachowywać dla potomności najróżniejsze bezcenne artefakty z dawnego normalnego świata.

A monografię w niniejszym blogowpisku wzmiankowaną szczerze polecam!

 

(Marcin Perliński)